sobota, 18 października 2014

Red Orchid: Part 9

Tytuł: Red Orchid
Autor: Nyuxo
Rozdział: 9-?
Długość: 1894
Paringi: Sulli&Lay, Sulli&Amber(częściowo), SeKai, BaekYeol, SuSoo, Victoria&Kris, Krystal&Luhan, Luna&Tao, EunHae(w poprzednim rozdziale), 2min, JongKey. [matka ich więcej nie miała '---']
Rodzaj: fluff, angst, romantic, komedia etc.
Uwagi: Wszystkie powtórzenia są celowe. Myśli bohaterki są zapisane kursywą. Rozdział nie betowany.



░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░


- A-amber? - Może od tego zdezorientowania, zimna, albo zbyt dużej dawki świeżego powietrza zaczęłam miewać halucynacje? Nawet, jeśli nimi były, nie miałam zamiaru szczypać się po rękach albo przecierać oczu żeby upewnić się, że to, co widzę jest prawdziwe. Chciałam widzieć tę postać przede mną tak długo, aż będę miała w sobie wystarczająco dużo siły. Ale gdzie jest granica mojej siły, kiedy właśnie rozpłakałam się jak małe dziecko? Podbiegłam do niej i wtuliłam się w nią jak dziecko, które zgubiło się w wielkim centrum handlowym pełnym ludzi, którzy w ogóle nie zwracają na ciebie uwagi i właśnie znalazło swoją mamę. Nie chciałam jej już puszczać. Nie myślałam nad tym czy to, co robię jest właściwe. Co pomyśli sobie o mnie Amber? Miałam nadzieję, że nigdy więcej ode mnie nie ucieknie. Nie widziałam jej zaledwie dwa dni. Najgorsze dwa dni odkąd poznałam tą blondwłosą niezrównoważoną dziewczynę, której nie jestem obojętna. To wiedziałam na pewno.  Najgorzej czułam się z tym, że nie wiedziałam, co z tym zrobić, ale w tej chwili nie chciałam sobie tym zaprzątać głowy.
- Jak? C-co ty tutaj robisz? Dlaczego się za mną skradałaś? Skąd... - Na moje usta cisnęły się setki pytań, które zaczęłam zadawać sekundę po tym jak zdołałam się odsunąć na parę minimetrów od dziewczyny.
- Lay. - Powiedziała z delikatnym uśmiechem na twarzy.
- Hę? - Wymamrotałam zbita z tropu. - Co Lay? - Spytałam.
- Kazał mi cię znaleźć.
- On? Niby, czemu? Gdzie go w ogóle spotkałaś? - Pytałam zawzięcie.
- Z lekkim poślizgiem dojechałam do domku Suho. Było to z 2 minuty po tym jak wybiegłaś stamtąd, nie do końca wiem jeszcze czemu... Ale wszyscy tam byli strasznie przejęci, a najbardziej Lay... Nie wiem czy powinnam wtedy go zacząć pocieszać czy może przywalić w ryj, bo jak się później okazało to twoja ucieczka była głównie jego zasługą. Chociaż... - Zastanowiła się chwilę. - Kai wtedy też nie wyglądał za dobrze. Eh... Ale! Jak już ten Yixing zauważył, że ja tam weszłam i stoję tam oczekując wyjaśnień to dopadł mnie jak wygłodniały lew i prosił, a w ręcz błagał, żebym poszła do tego lasu i cię znalazła. Twierdził, że tylko ja znam cię na tyle dobrze żeby cię tu znaleźć. Przecież to jakiś absurd! Tutaj wszystko wygląda tam samo! I co? Mam cię po zapachu znaleźć?! On jest naprawdę strasznie głupi... - Stwierdziła. - No, ale znalazłam cię. Nie wiem, jakim cudem, ale udało mi się. - Powiedziała dumna z siebie.
Stałam jak słup soli i patrzyłam na nią zdumiona. Nie wyglądała na kogoś, kto przejmowałby się tym, co wydarzyło się dwa dni temu. Może tu jest rzeczywiście zbyt ciemno... Ale to, co właśnie powiedziała nie mogło być kłamstwem. Lay. Martwi się o mnie. On był zrozpaczony. Błagał Amber żeby mnie znalazła.  Może znowu udawał? - Nasunęło mi się na myśl. Bynajmniej... Musiało to wyglądać komicznie.
-Więc.. Znasz drogę powrotną do domu, tak?  - Spytałam z wielką nadzieję w oczach.
- No... Powiedzmy. – Powiedziała roześmiana i zaczęła prowadzić w podobno dobrym kierunku.

*


Wchodząc do willi targało mną zmieszanie… Z jednej strony miałam ochotę znowu uciec do tego cholernego lasu i schować za największym drzewem, konfrontacja z Lay’em mnie przeraża. Nie mam pojęcia czego mogę się po nim spodziewać. Pozostanie w swojej masce bezinteresownego dupka czy przedstawi mi stronę którą tak rzadko widuję- zatroskanego i czułego Laya? Gdyby nie to, że u mojego boku teraz kroczy Amber pewnie stanęłabym gdzieś z dala od wejścia opracowując jak wejść przez okno, najlepiej to na piętrze prowadzące do mojej sypialni… Dlaczego ten człowiek zbudza we mnie tak skrajne emocje?! Z jednej strony go nienawidzę, a z drugiej… czy słusznie mogłabym powiedzieć, że go kocham? Być może to tylko zauroczenie…
Weszłyśmy przez tarasowe drzwi prowadzące do lasu i ku mojemu zdziwieniu powiało pustką… Myślałam, że wszyscy się na mnie rzucą i będą chwalić pana za to, że oddał im mnie całą i chyba zdrową. Nie to żebym była zawiedziona! Ulżyło mi, zdecydowanie. Spojrzałam na Amber, która przez całą drogę była niezwykle mało rozmowna, spytała tylko jak się czuje i czy wszystko u mnie w porządku, mimo, iż doskonale wiedziała, że wszystko stało się niewyobrażalnie skomplikowane odpowiedziałam krótkim –dobrze.
- Amber… - Zagadnęłam ją nie mogąc znieść tej ciszy i skrępowania między nami.
- Jin-Ri, jesteś na mnie zła? – A więc to ona pierwsza odważyła się poruszyć ten temat. – Za to co zrobiłam… Ja nie wiem o czym myślałam. To niedorzeczne, ale… - Ukryła twarz w dłoniach.
- Nie jestem zła. Nie potrafiłabym. Wszystko jest w porządku. – Mam przynajmniej taką nadzieję i o ile to jest w ogóle możliwe. Sięgnęłam do jej dłoni odsłaniając jej wzrok i uśmiechając się do mniej.
- Długo o tym myślałam kiedy się nie widziałyśmy i doszłam do wniosku, że to co czuję nie powinno stać na przeszkodzie do naszej przyjaźni. Przez ostatnie dni zrozumiałam, że nie jesteś w stanie odwzajemniać moich uczuć. To znaczy… Yixing, on, on chyba jest dla ciebie właściwszy. - Przerwało patrząc na mnie wyczekująco. Patrzałam na nią z czułością, ale jednak przyjacielską i słowa ugrzęzły mi w gardle. To takie niecodzienne!
- Nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym cię kochać w ten sposób. – Po jej wzroku, widzę, że zaskoczyłam ją tym wyznaniem. – Wszystko wtedy byłoby dużo prostsze. Paradoksalnie. Byłybyśmy jak Jongin i Sehun, albo Baekhyun i Yeol. Widziałaś jacy oni są szczęśliwi? Ohh, Amber! – Rzuciłam się na nią w uścisku.
Jak dużo mogła ona wycierpieć w ostatnim czasie widząc mnie wiecznie zalataną za Yixingiem? Gdybym była wierząca pewnie dziękowałabym Bogu za tak wspaniałą przyjaciółkę. A teraz? Co mi z tego pozostaje skoro Yixing wyraźnie pokazuje, że jestem tylko zabawką w jego dłoniach.
- Sulli, nie myśl tyle. – Przerwała mi moje zamartwianie się. – Powinnaś iść już spać, wystarczająco długo dzisiaj byłaś na nogach. – Popatrzyła na mnie z troską. – A ja zadzwonię do wszystkich powiedzieć im, że już się znalazłaś.
- To gdzie oni są? – Spytałam oszołomiona.
- W lesie. Szukają cię.
- CO?! Jak długo?
- Ja wiem, od jakiś 3 godzin. – Wzruszyła ramionami, od tak po prostu.

*

Szczelnie otulona kołdrą wpatrywałam się ślepo w ciemność za oknem i starałam się rozgryźć wielką zagadkę Zhang Yixinga. Jedyne co mi przychodziło do głowy to to, że jest znudzony życiem i w wolnych chwilach lubi się bawić moimi emocjami… Ale przecież to takie głupie! Nie rozumiem po co miałby to robić. Czy jest aż tak dobrym aktorem? Przecież sam mówił, że nie udawał. To wszystko samo siebie zaprzecza. Nie potrafiłby mi tego zrobić. Wiem to… W głębi duszy jest dobrym człowiekiem. W końcu jak bardzo mógłby się różnić od swojej siostry, która jej aniołem chodzącym po Ziemi. W tym samym momencie moją burzę mózgów przerwały hałasy roznoszące się po całym domu. Musieli już wrócić- pomyślałam. Kim ja dla nich jestem żeby tak się o mnie martwili? Kto normalny wychodzi w nocy do lasu w poszukiwaniach jakiejś niespełna rozumu dziewczyny? Przecież oni nic o mnie nie wiedzą! Ehh, Sulli. Ty naprawdę zbyt dużo myślisz.
Zasnęłam…
- Gdyby życie miało smak, jakim by ono było? – Spytał wpatrując się w moją niezrównoważoną psychicznie twarz.
- Pewnie cholernie gorzkie. – Odpowiedziałam z niesmakiem.
- Jesteś tego pewna? – Dopytywał.
- No, tak. A niby jakie by miało być twoim zdaniem?
- Słodko-kwaśne. – Spojrzałam na niego pytająco. Co to miała być za gra z jego strony?! Postradał już wszystkie zmysły…
- Moje życie jest słodkie, ponieważ ty w nim jesteś. Jest też kwaśne, ponieważ mnie odrzucasz… - Mówił, podchodząc do mnie i wyciągając ręce jakby chciał mnie złapać, a nie mógł.
- Przez ciebie nie czuję już nic oprócz goryczy. – Rozpłakałam się na nowo upadając na podłogę. A mój Yixing znowu zniknął…
Obudziłam się cała zlana potem. Było jeszcze ciemno, środek nocy, ale za drzwiami mojego pokoju toczyła się głośna kłótnia.
- Jak długo miałaś zamiar to ukrywać?! Myślałaś, że takie życie można ciągnąć w nieskończoność?! Nie wieżę, że jej o tym nie powiedziałaś…– Słyszałam rozhisteryzowaną Victorię.
- Myślisz, że mogłam? To nie jest takie proste! Zresztą… Teraz to już nie ważne. On wie już o wszystkim… - Mówiła Amber, a jej słowa były zupełnie dla mnie niezrozumiałe.
- Wiesz, że muszę jej o tym powiedzieć… A ona jak nie teraz to dowie się o tym jutro i jak niby zareaguje?!
- Victoria, uspokój się… Da sobie z nim rade. Po za tym, ma twojego brata.
- Racja. Ma Laya, ale jeśli on tego nie zaakceptuje?
- Nie jest w stanie jej sobie odpuścić… Chodź stąd. - Po chwili obie zeszły na dół.
Zasnęłam ponownie…
Biegłam przed siebie przepychając się między ludźmi. Miałam w głowie myśl, żeby wpaść w jego ramiona i rozpłakać się na dobre. Z tyłu moich myśli widziałam jeszcze zawiedzioną twarz Minho, który mówił mi żebym nigdy tam nie wracała, jednak jego ludzie już nigdy nie dadzą mi o nim zapomnieć. Mogłam uciekać, ale oni i tak mnie znajdą. Jego wredny śmiech doprowadzał mnie na nowo, i na nowo do płaczu. Gdybym tylko mogła znaleźć Yixinga. Widzę go, ale znowu się oddala. Jeszcze trochę… Ale znowu mi umyka. Gdy tylko wyciągam do niego dłoń on odchodzi, a świat znowu zaczyna mi się rozpływać…

*

Gdy wstałam pierwszą moją myślą było żeby pójść na strych i znaleźć moje stare zdjęcie z Jonginem. Sama do końca nie wiedziałam po co było mi potrzebne, po prostu czułam, że chcę je zobaczyć…
Pobiegłam po schodach na strych, zatrzasnęłam za sobą drzwi i zaczęłam przeglądać pudła w poszukiwaniu starych zdjęć… Po 10 minutach ze sterty zdjęć wygrzebałam je, ale w mojej pamięci pozostał obraz mnie i Jongina śmiejących się do siebie, jednak tam nie było Jongina był ktoś inny… Yixing… 10-letni Yixing. I choćbym nie wiem jak przegrzebywała mój umysł, nie potrafiłam przypomnieć sobie tamtego momentu z udziałem Yixinga. Gdy pierwszy raz rok temu zobaczyłam to zdjęcie byłam pewna, że to jedna z setek fotografii z Jonginem, po prostu dziwnie wyszedł…
Przeglądałam też inne zdjęcia, większość z nich widziałam po raz pierwszy i na wielu z nich byłam ja i Yixing. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie to, że nie pamiętałam ani jednej sceny z tych zdjęć. Jak mogłam to wytłumaczyć? Nie potrafiłam...
Za moimi plecami otworzyły się drzwi i ktoś cichutko wtargnął do pomieszczenia. Ja nadal kucałam nad zdjęciami i trzymałam kilka fotografii w drżących dłoniach, z nieobecnym wzrokiem wlepionym w równoległą ścianę.
- Sulli. – Usłyszałam aksamitny głos Yixinga. – Zejdź na dół.
- Widziałeś te zdjęcia? – Spytałam nie zwracając uwagi na jego prośbę.
- Kiedyś… Dawno temu.
- Myślisz, że to normalne nie pamiętać kiedy były zrobione? – Wstałam i powoli się do niego obróciłam. Był niezwykle smutny.
- To się zdarza. Nie myśl o tym. – Mówił tak jakby chciał mnie uspokoić.
- Czemu śnisz mi się co noc Yixing? – Spojrzałam mu w oczy beznamiętnie.
- Huh?
- Prawie co noc mam ochotę do ciebie podbiec i rzucić ci się w ramiona. – Zaśmiałam się sztucznie. – To strasznie abstrakcyjne.
Nic mi nie odpowiedział. Nawet nie próbował. Podszedł do mnie szybko i zamknął w stalowym uścisku. Rozpłakałam się. Znowu. Sulli ty ciepła klucho!! Zaczął mną kołysać jak małym dzieckiem . Strasznie frustrujące, jednak muszę przyznać, że uspokajające…. Uparłam czoło o jego ramię i objęłam delikatnie. Po paru minutach Yixing odsunął się ode mnie i spojrzał badawczo. Już otwierałam usta żeby coś mu powiedzieć, ale potrząsnął głową abym tego nie robiła. Objął moją twarz w dłonie i wpił się w moje usta namiętnie. Nie odmawiałam mu. Cholera, chciałam tego. Łaknęłam jego bliskości jak nigdy wcześniej. A on mi na to pozwalał...

░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░



Dzień dobry :> Przepraszam za zwłokę <3 wiem, że jestem okropną blogerką... Pewnie wielu z was już zrezygnowało z czekania na ten rozdział, a przynajmniej tak mi sie wydawało... Jednak pytania o to opowiadanie pojawiają się regularnie i to od ciągle innych osób... Zaskakujecie mnie :O ale jednocześnie kocham Was za to <3 gdyby nie wasze pytania ten rozdział mógłby się pojawić za pół roku, rok, albo cholera wie jedna kiedy ;-; Mam nadzieję, że ten rozdział Was nie zawiódł i na kolejne będziecie wyczekiwać równie zawzięcie ^^ 
Pozdrawiam ~~
I zapraszam na mój drugi blog... *klik*


środa, 3 września 2014

Newsy

Annyeong 

Dzisiaj niestety nie powracam z nowym rozdziałem ani Red Orchid ani Tobenai Cho, ale mam nadzieję, że zachęcę was do czytania nowego opowiadania, które zaczęłam pisać parę dni temu z przyjaciółką, mam nadzieję, że komuś ono się spodoba ^^


(kliknijcie na obrazek, aby przejść do pierwszego rozdziału)



Trzymajcie za mnie kciuki, abym powróciła niedługo z nowym rozdziałem i na tym blogu! ^^

czwartek, 13 marca 2014

Red Orchid: Part 8

Tytuł: Red Orchid
Autor: Nyuxoxo
Rozdział: 8-?
Długość: 1904 
Paring: no przecież wiadomo xD
Rodzaj: fluff, angst, romantic, komedia etc.
Beta: Paośka W. (Dziękuję Ci <3) <- Polecam bloga tej Pani bo jest genialny ^^

Uwagi: Wszystkie powtórzenia są celowe. Tak, tak ta pod spodem to nowy bohater :D.


Yura

░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░


-Mmmm, Lay, nie wstawaj... Lay... Jeszcze jest wcześnie...- mruczałam, obracając się na drugi bok w moim tymczasowym łóżku i wystawiając stopę spod kołdry. Poczułam przeszywający podmuch zimna i pewna, że Amber znowu otworzyła mi okno w pokoju- powoli otworzyłam zaspane oczy.
Gdzie ja jestem? Co ja tutaj robię?- zaskoczona nieznanym mi otoczeniem wyskoczyłam z łóżka jak oparzona i przybrałam pozycję obronną, jakby za chwilę spod łóżka miał wyskoczyć jakiś złodziej-gwałciciel-morderca. Przypominając sobie powoli pomysł wyjazdu odetchnęłam z ulgą i ze spokojem rozejrzałam się po pokoju. Na szafce nocnej zauważyłam bransoletkę z brązowych rzemyków i kilku czarnych koralików, na jednym z nich była wyryta literka S. Wzięłam to cudo w dłonie i przyjrzałam się jej dokładnie.
Czy to nie jest bransoletka Laya? Ale co ona tutaj robi?- myślałam, gdy nagle do mojej głowy zaczęły napływać obrazy z wczorajszego dnia: urodziny Krisa, Lay obejmujący mnie w pasie, odgarniający delikatnie niesforne kosmyki moich włosów opadających na oczy, całujący czule w czoło, aż w końcu przyciągający mnie do siebie w łóżku. To musiał być sen... Tak, to na pewno był sen! Piękny, cudowny i upajający, ale jednak sen.
Ubrałam się w świeże ubrania i zeszłam powoli na dół. Przez chwilę miałam wrażenie, że jestem sama w tym wielkim domu, ale usłyszałam odgłosy krzątaniny w kuchni. Stanęłam niezdarnie w progu pomieszczenia i pomachałam Kyungsoo- chłopakowi Suho. Jakoś po oswojeniu się z myślą, że mój brat i jego najlepszy przyjaciel to geje, lepiej znoszę nowiny o tym, że moi znajomi są homoseksualistami.
-Cześć.- chłopak uśmiechnął się do mnie szeroko i powrócił do wcześniejszego zaparzania herbaty.
-Wiesz może gdzie są inni?- zapytałam pozornie obojętnie, lecz tylko czekałam aż Kyungsoo wymówi imię Lay'a.
-Hmm... Z tego co wiem, to Suho jest w swojej sypialni, Victoria, Kris, Luna i Tao kręcą się gdzieś nad jeziorem, Bekon i Yeol majstrują coś na strychu, a Kai, Sehun, Luhan i Krystal pojechali do sklepu. Reszty chyba nie widziałem.
-Yhm...- opuściłam głowę zrezygnowana i miałam już zamiar wyjść z kuchni, gdy chłopak ponownie zabrał głos.
-Oh! A Lay...
-Tak?
-Lay chyba jest w garażu z jakąś...
-Dzięki!- krzyknęłam zadowolona i pognałam we wcześniej wspomniane miejsce, nie czekając nawet na to, co dalej chciał powiedzieć mój przyjaciel.
Stanęłam nieopodal garażu, aby uspokoić oddech i rozszalałe myśli. Oprócz śpiewu ptaków i dźwięku przejeżdżających samochodów usłyszałam stłumione głosy rozmawiających ze sobą osób. A tak właściwie to na początku tylko radosny głos Laya i już miałam ochotę ruszyć dalej, lecz po chwili do moich uszu dotarł też głos kobiety. Nie znałam tego głosu... Mój Lay był z jakąś obcą babą? Oj, lepiej dla niego, żeby okazało się, że to jakaś jego zaginiona siostra czy kuzynka...
Błyskawicznie weszłam do garażu, starając się zamaskować jakoś mój bojowy humor, ale chyba niezbyt mi to wychodziło. Oczy rozmawiającej pary skierowały się na mnie.
-Ooo... Ty jesteś dziewczyną Laya?- spytała blondynka. Poczułam się jak w siódmym niebie. Czyżby Lay jej coś o mnie mówił? Czy dla niego ja jestem...
-Sulli nie jest moją dziewczyną. Ona nawet nie jest w moim typie.- bezceremonialnie oznajmił Lay, uśmiechając się do blondynki i wrócił wzrokiem do ekranu laptopa, który trzymała na kolanach owa dziewczyna. Czułam się jakby ktoś chlusnął we mnie kubłem zimnej wody. A więc to, co się między nami działo, nic dla niego nie znaczyło? Tak po prostu się mną zabawił?
-J-ja... tylko chciałam ci coś oddać.- wyjęłam z kieszeni bransoletkę i wyciągnęłam rękę w stronę Lay'a. -To twoje, prawda?
-Jak mogłabyś zapomnieć.- powiedział rozbawiony i odebrał ją ode mnie.
-To ja już pójdę.- spuściłam głowę i wycofałam się z garażu, po cichu licząc, że chłopak jeszcze mnie zatrzyma. Jednak on nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Dlaczego nagle zrobiło mi się tak niewyobrażalnie przykro? Przecież wiedziałam, że to wszystko jest zbyt piękne, by było prawdziwe. Jaka ja byłam głupia...
Wchodząc do swojego pokoju czułam, że do oczu napływają mi łzy, powoli ściekając po policzkach, by dać wreszcie ujście kumulującym się od kilku dni emocjom. Gdzie teraz była Amber? Tak bardzo jej w tej chwili potrzebowałam...
Położyłam się na łóżku, założyłam słuchawki i włączyłam sobie playlistę najsmutniejszych piosenek, które kiedykolwiek słyszałam. To paradoks w takich momentach robić sobie coś takiego, prawda? Powinnam wybrać najbardziej skoczne i najweselsze piosenki jakie znam, ale nie miałam na to siły.
Co ze mną było nie tak? Łzy dalej płynęły, a ja nawet nie wiedziałam, kiedy zasnęłam.


*

Zegar wskazywał właśnie szesnastą. Spałam więc cholernie długo, a nie czułam się ani trochę lepiej.
No, ile ja dzisiaj rzeczy zrobiłam… Całe mnóstwo.- pomyślałam z nutką ironii. Spojrzałam na telefon i poczułam się jeszcze gorzej- zero jakichkolwiek wiadomości, zero nieodebranych połączeń... No po prostu cudownie, już nikt się mną nie interesował. No bo po co?
Byłam wściekła na cały świat, nawet na moje włosy. Czy każdy z nich musiał sterczeć w inną stronę? Chyba najwyższy czas je w końcu skrócić.
Zeszłam na dół i ku mojemu zdziwieniu- salon pękał w szwach. Kyungsoo proponował wszystkim swoje przekąski, a Victoria opowiadała o czymś Krisowi, na co on ledwo przytomnie cały czas potakiwał. Tao zasnął na kolanach Luny, Krystal karmiła Luhana ciastkami, z kolei Baekhyun, Chanyeol, Sehun i Kai oglądali z przejęciem jakiś film. I Lay… On wymieniał ze znienawidzoną przeze mnie blondynką poglądy na jakiś bardzo ciekawy temat. A wszystko to działo się w tym samym czasie... Zero empatii wśród przyjaciół.
Och, i halo, czy tylko ja zauważyłam, że wszyscy dobrali się tu w pary i tylko ja jestem sama?
Nie ukrywając swojego przygnębienia, wpakowałam tyłek na niewielką przestrzeń między Kai'em a Chanyeol'em, którzy nie ukrywali swojego oburzenia moim zachowaniem. Chociaż powinni mi dziękować. Przecież mogli dzięki mnie zbliżyć się do swoich partnerów, prawda?
-Co oglądacie?- spytałam po długiej chwili milczenia. Miałam wrażenie, jakby przeze mnie atmosfera w tym pokoju zrobiła się strasznie napięta.
-,,Tokyo Drift”.- powiedział szybko Yeol i uciszył mnie ręką, nawet na mnie nie patrząc. Tak, pewnie. Uciszajcie mnie, olewajcie i wszyscy traktujcie jak powietrze. Bo co ja tam mogę wiedzieć?
-Stop!- krzyknął w pewnym momencie Baekhyun i poderwał się z kanapy. -Natura wzywa.
-Idziesz łowić ryby?- zapytał Chanyeol z najgłupszym wyrazem twarzy, na jaki było go stać.
-Tak, pewnie, geniuszu! W sedesie...- chłopak popatrzył na niego z politowaniem i ruszył w stronę łazienki.
-Sulli?- mruknął do mnie Kai. O, nagle sobie przypomniał o moim istnieniu?
-Hmm? - spojrzałam na niego, ale moja mina jasno mówiła „daj mi teraz spokój”.
-Zrób mi herbatę.- poprosił i oparł głowę o ramię Sehuna.
-Yah! Co ty sobie, do cholery jasnej, wyobrażasz?!- krzyknęłam i wstałam, nieświadomie przelewając całą swoją złość na Kai'a. -Myślisz, że całe życie będziesz się mną wysługiwał?! Oj nie, koniec z tym, Kim Jonginie! Rusz tyłek i sam sobie zrób tą pieprzoną herbatę!
-No idę, przecież idę...- wstał szybko z kanapy, jakby próbował umknąć przed moim wzrokiem. Chyba się biedny wystraszył, że dojdzie do rękoczynów...
-Zrób mi też, Kai.- powiedział nagle Lay.- I Yurze również.- uśmiechnął się do blondwłosej dziewczyny najsłodszym uśmiechem, jaki miałam okazję u niego widzieć. Do mnie się tak nie uśmiechał...
-Sam sobie zrób! -Naskoczyłam na niego. Herbatka dla niego i Yury? Tak poza tym, to co to było za imię? Jak dla jakiegoś zwierzaka.- Tak ciężko jest się ruszyć?! Co ty sobie wyobrażasz?! Myślisz, że wolno ci tak wykorzystywać innych?! Cały czas to robisz! Mnie też wykorzystałeś i pora z tym skończyć!- w tym momencie rzuciłam w jego stronę trzymanym w ręce telefonem. Niestety rozbił się na ścianie tuż nad jego głową. Cholerny brak celności...- Traktujesz mnie jak zabawkę! Wczorajszy dzień nic dla ciebie nie znaczył!
Nikt nie spodziewał się po mnie takiego wybuchu złości. Zresztą, nawet ja sama nie wiedziałam, że tak potrafię. Ogarnęła mnie taka bezsilność, że do oczu na nowo napłynęły mi łzy. A wszyscy się na mnie tak zwyczajnie patrzyli...
Wybiegłam stamtąd, nie zważając na wołania Luny i Victorii. Chciałam pobyć sama. Powinnam. Nie mogłam przecież wyżywać się na osobach, które na to nie zasługują, tak jak to zrobiłam w przypadku Kai'a. Wszystko i wszyscy mnie teraz drażnili, a tak nie da się funkcjonować w społeczeństwie.
Przedzierałam się między drzewami w poszukiwaniu miejsca, gdzie nikt mnie nie znajdzie. Nie zauważyłam nawet, że przez to coraz bardziej oddalam się od domu. Na dodatek powoli zaczynałam żałować, że wybiegłam z pokoju ubrana tylko w cienką bluzę i leginsy. Nawet wysokie trampki nic tu nie dawały. Przyznaję, to był głupi pomysł, pomijając już zupełnie to, że na dworze było zaledwie 15 stopni i z minuty na minutę robiło się coraz chłodniej. Ale to był impuls, tak? Nie myślałam w tamtej chwili o niczym innym poza ucieczką. No, ale od razu chyba nie zamarznę, prawda? Może to nawet dobrze mi zrobi, pozwoli ochłonąć nie tylko ciału, ale i duszy.
Znalazłam w końcu całkiem przyjaźnie prezentujące się miejsce: pod masywnym drzewem, idealne, by na chwilę usiąść i pomyśleć. Już chciałam sprawdzić, która jest godzina albo podłączyć trzymane w kieszeni bluzy słuchawki do telefonu, ale oczywiście musiałam się go skutecznie pozbyć, rzucając nim w Lay'a… I dlaczego przynajmniej nie trafiłam?
Wpatrywałam się w przesuwające się na niebie chmury, wdychając świeże powietrze i wsłuchując się w szum drzew i śpiew ptaków. To potrafiło być naprawdę relaksujące. Czas, jak na nic nie robienie, zleciał mi niesamowicie szybko i nim się obejrzałam- już zapadał zmrok. Uznałam, że powinnam wracać, lecz nie bardzo wiedziałam gdzie mam iść. Zgubiłam się i to było przerażające. Umrę tutaj tragicznie i nikt mnie nie znajdzie, a dzikie zwierzęta zaopiekują się moimi zwłokami… Jakaż ja jestem bezmyślna...
Postanowiłam się przynajmniej tak łatwo nie poddawać i zaczęłam szukać jakiejś drogi. Byłam przerażona, a ciemność, która zapanowała dookoła mnie jakoś mnie nie uspokajała. Aż dziw, że jeszcze widziałam gdzie są drzewa i sprawnie je omijałam.
Po długim czasie w końcu znalazłam jakąś drużkę, która po ciemku nie wyglądała ani trochę znajomo. No cóż, może jeśli nie prowadzi do domu, to chociaż do głównej drogi, a stamtąd już chyba gdzieś dotrę. Nie mam pojęcia ile czasu już tak szłam,ale  miałam wrażenie, że chodzę w kółko i nie prowadzi ona nigdzie. Przy okazji zrobiło mi się już naprawdę zimno, a nogi coraz bardziej mnie bolały od długiego i intensywnego marszu. Najgorsze było jednak to, iż miałam wrażenie, że nie jestem w tym lesie sama i ktoś kręci się między drzewami niedaleko mnie. W tych ciemnościach nie miałam niestety szans dostrzec niczego, ale czułam, że ktoś się we mnie wpatruje.
Przeklinałam w myślach moje głupie pomysły. Nie dość, że byłam zmarznięta, wycieńczona i głodna, to jeszcze jakiś zboczeniec mnie zgwałci i zabije. Nie o takiej śmierci marzyłam… W sumie tak sobie myślę: czy o śmierci da się marzyć?
Poddałam się. Stanęłam w miejscu, nie miałam już sił, by iść dalej.
  -Halo?– zaczęłam cicho i niepewnie.- Halo! Czy jest tu ktoś?- spytałam już wyraźniej.
W odpowiedzi usłyszałam tylko szum wiatru. Nie widziałam kompletnie nic, ale mogłam przysiąc, że uczucie bycia obserwowaną tylko wzmogło na sile.
-Halo! Czy jest tu ktoś?- ponowiłam swoje pytanie, coraz bardziej się bojąc. Nie spodziewałam się, że ktoś czy coś tym razem mi odpowie, ale nie wiedziałam też, czy powinnam nadal tak bezczynnie stać. Po chwili ku mojemu ogromnemu zdziwieni między drzewami coś zaczęło się poruszać i coraz bardziej zbliżać do mnie. Moje serce momentalnie zaczęło szybciej bić, a zastrzyk adrenaliny był tak silny, że zakręciło mi się w głowie. Ale nie przestałam się bać.
Wpatrywałam się w poruszającą się postać, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Ten ktoś lub coś był coraz bliżej. I gdy dostrzegłam jej twarz, wszystkie obawy zniknęły. Postać wpatrywała się we mnie z zatroskaniem i czułością przemieszaną z strachem.
-A...Amber?

░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░



Przepraszam, że tak krótko, ale blog definitywnie domagał się czegoś nowego!
Po pierwsze: Bardzo, bardzo, ale to naprawdę bardzo bardzo dziękuję mojej becie, jesteś wspaniała znajdując czas jeszcze na takie rzeczy. <3
Po drugie: Eeeesu, to dopiero pierwszy post w tym roku ;O Powinnam wam składać życzenia na udany Nowy Rok? XD Przecież to już marzec... Sama nie wiem co się ze mną dzieje >.< Dzień jest stanowczo za krótki.
Po trzecie: Ktoś zauważył, że trochę zmieniłam wygląd bloga? XD nieważne...
+Witam nowych obserwatorów <3
PS. Kiedy tu się zebrało tyle wejść? ;O Dziękuję <3