wtorek, 26 listopada 2013

Tobenai chō - Part 1

Tytuł: Tobenai chō
Autor: Nyuxoxo
Rozdział: 1-?(Przypuszczam, że zmieszczę się w 5 :))
Długość: 2289
Paring: niespodzianka.
Rodzaj: supernatural ii sami oceńcie co z tego wyszło :D
Uwagi: Wszystkie powtórzenia są celowe. Myśli bohaterki są zapisane kursywą!

░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░

Chyba nikt nie lubi wcześnie wstawać.  Latem jeszcze da się zrozumieć, jasne słońce, które powoli oświetlało wszystko, co spotkało na swojej drodze, to jeden z najpiękniejszych widoków, które człowiek może sobie zafundować, na co dzień. Ale jeśli ktoś lubi wcześnie wstawać nawet zimą, kiedy rano jest jeszcze ciemno, a w dodatku zimno? To już coś musi być nie tak! A tym bardziej, jeśli wstaje się do szkoły... Cho była tym wyjątkiem jeden na milion. Ta dziewczyna uwielbiała chodzić do szkoły i uwielbiała wcześnie wstawać. To ten typ rannych ptaszków. Dlaczego? Ta niewielkich wymiarów czarnowłosa Cho zawsze wiedziała, że aby coś osiągnąć musi się postarać, a ona starała się bardzo. Jej największym marzeniem jest dostanie się do Uniwersytetu Tokijskiego i studiowanie medycyny, a następnie zostanie światowej klasy lekarzem. Zawsze wierzyła, że dzięki szkole osiągnie swój cel i właśnie, dlatego tak bardzo lubiła do niej chodzić.
Wszystko się zmieniło, kiedy tuż przed rozpoczęciem kolejnego roku nauki jej rodzice zafundowali jej niecodzienną rewelacje…
*-Ale jak to do Seulu?! Kiedy?! Jak?! Ale… Czy wy sobie właśnie ze mnie żartujecie? – Zaśmiała się szyderczo i spojrzała rozszerzonymi oczyma na rodziców.
-Wszystko już jest załatwione. Zapisaliśmy cię do porządnego liceum w centrum miasta. Dasz sobie radę, jesteś już duża. – Ojciec uśmiechnął się do niej pocieszająco.
-Ale jak wy to sobie wyobrażacie?! Ja tam nikogo nie znam! Wiecie jak długo zajmie mi zaaklimatyzowanie się tam?!
-Spokojnie Cho. Nie panikuj. Wszystko będzie dobrze.
-Taa, na pewno! –Odeszła zrezygnowana od swoich rodziców i zamknęła się w swoim pokoju.*

Pierwszego dnia szkoły, sama w nowym mieście, mijając trzeci raz ten sam sklep… To nie wróży nic dobrego. Cho pierwszy raz w życiu myślała, że się spóźni. Zanim trafiła do szkoły przebiegła chyba pół miasta. Wbiegła zdyszana do szkoły i na szczęście swoją klasę znalazła dość szybko. Zajęła jedno z trzech wolnych miejsc na końcu sali i posłusznie czekała na nauczyciela. Nie obyło się oczywiście bez zaciekawionych spojrzeń innych uczniów. W końcu nie codziennie widuje się nową uczennice w swojej klasie, tym bardziej japonkę. 
-Panno Shiawase proszę wyjść na środek i się przedstawić. –W tym samym czasie do klasy wbiegło dwóch uczniów. Na Cho od razu nie zrobili dobrego wrażenia, mimo iż urody na pewno nikt im nie poskąpił…
-Nazywam się Shiawase Cho i przyjechałam tutaj z Tokio. Nie znam jeszcze zbyt dobrze języka, więc proszę zajmijcie się mną dobrze. – Ukłoniła się grzecznie i usiadła z powrotem na swoje miejsce. Spojrzała na miejsce obok niej. Siedział tam chłopak o czarnych włosach opadających na ciemnobrązowe oczy, pełnych ustach i mlecznobiałej skórze. Cho przez pewien czas nie mogła oderwać od niego wzroku, otrząsnęła się dopiero, kiedy na twarzy chłopaka zaczął zakwitać uroczy uśmiech. Dziewczyna zarumieniła się i usiadła przodem do tablicy, kiedy w końcu domyśliła się, że chłopak zauważył jej
zachowanie.
Lekcja minęła jej szybciej niż myślała, może to, dlatego, że więcej czasu zajmowało jej przypatrywanie się temu, co robi chłopak niż temu, czemu powinna. Kiedy usłyszała dzwonek na przerwę nie wyszła tak jak większość uczniów na przerwę, nie znała jeszcze nikogo i nawet nie wiedziała gdzie iść.
-Naprawdę mieszkałaś w Tokio? –Nagle podszedł do Cho chłopak o farbowanych blond włosach i kocich oczach. Uśmiechnął się do niej szeroko i usiadł na skraju ławki.
-Mhm, Tak. –Pokiwała nerwowo głową i uśmiechnęła się nieśmiało. Ehh, ten chłopak również wyglądał tak idealnie… Był to ten sam chłopak, który wpadł do klasy zaraz po dzwonku razem z czarnowłosym.
-Ooooh! Chciałbym tam, chociaż pojechać! Mają tam tyle cudownych butików, których poskąpili nam w Seulu. – Mówił z żalem w glosie.
-O, naprawdę? –Spytała zaskoczona. –A ja nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy… A wiedziałeś, że w Tokio wychodzą wcześniej gry niż w Seulu? –Spytała chcąc zaskoczyć nowego kolegę.
-Ajś, gry mnie tak nie interesują. –Machnął z niechęcią ręką. –Za to ubrania to moja pasja…
-Uhh, rozumiem. –Spojrzała na niego z szerokim uśmiechem. Rozprzestrzeniał wokół siebie taką aurę, że człowiek mógł go albo kochać albo nienawidzić. Cho zdecydowanie zaliczyła się do tych pierwszych, oczywiście nie poczuła do niego uczucia jak do mężczyzny, lecz jak do przyjaciela. Nawet, jeśli byłoby inaczej to miała dziwne przeczucie, że ten chłopak jest gejem… Na szczęście jej to wcale nie odrzucało, a nawet była nim jeszcze bardziej zafascynowana.
Do klasy nagle wbiegł blondwłosy chłopak, o umięśnionej sylwetce i twarzy przypominającej w szerokim uśmiechu twarz dinozaura.
-Chłopaki! Szybko! Szybko! Muszę wam coś pokazać! Już! Teraz! Natychmiast! –Krzyczał rozradowany, co zwróciło uwagę większości osób znajdujących się w klasie. Czarnowłosy chłopak siedzący tuż obok Cho spojrzał na niego znad książki znudzony.
-Jongiee. Znowu?
-Oj szybko. Ty –Wskazał na chłopaka siedzącego na ławce dziewczyny. –też. Idziemy, idziemy panowie.
-No to do zobaczenia Cho. –Uśmiechnął się do niej chłopak o kocich oczach. –Ah! Jestem Key. Miło mi było cię poznać. –Uśmiechnął się jeszcze szerzej i wyszedł za dinozaurzym chłopakiem z klasy.
-No, no. Chyba nasza klasowa diva już cię polubiła. –Do Cho odwróciła się dziewczyna siedząca w ławce przed nią, o czarnych włosach do ramion i czerwonych końcówkach. Uśmiechnęła się do niej sympatycznie. –To było kwestią czasu, on lubi wszystko, co nowe i fascynujące, a najlepiej z zza granicy. –Roześmiała się. A japonka nie wiedząc, co zrobić odwzajemniła jej uśmiech. –Jestem Minzy, a to jest Chae, ale mów na nią CL jak wszyscy. –Odwróciła się dziewczyna o długich blond włosach siedząca obok Minzy.
-Hej, miło mi was poznać. –Cho uśmiechnęła się szeroko.
-Na następnej przerwie oprowadzimy cię po szkole. –Powiedziała blondynka. –A teraz patrz: pięć, cztery, -I w klasie zaczęli gromadzić się uczniowie, w tym Key i jego czarnowłosy kolega. –trzy, dwa i jeden. –Do klasy prawie z hukiem weszła nauczycielka angielskiego karząc otworzyć książki na stronie 52…
Wreszcie dzwonek ogłosił przerwę obiadową, dziewczyna posłusznie dałam się oprowadzić po szkole. Były na przestrzennej sali gimnastycznej, basenie, dziedzińcu, boisku, w bibliotece, której zbiory tak oszołomiły Cho, że nie wierzyła w to, że kiedyś uda jej się przeczytać wszystko, co ja interesuje. Weszły również na dach szkoły, na którym zatrzymały się na dłużej żeby zjeść swój obiad. Dziewczyny długo siedziały jedząc, rozmawiając i śmiejąc się. Minzy i CL próbowały po kolei opowiedzieć Cho o wszystkich osobach z klasy i najciekawszych ludziach w szkole. Najbardziej zapamiętała jak jej nowe koleżanki zaczęły opowiadać o czarnowłosym -Lee Taeminie. Podobno nie jest zbyt rozmowny i nie za dużo można o nim powiedzieć, ale jedno jest udowodnione, chłopak kocha tańczyć i śpiewać.
Kolejne lekcje minęły Cho nie przynosząc jej żadnych nowych sensacji. Po lekcjach chciała wrócić do domu razem z CL i Minzy, ale okazało się, że zostawiła swoją ulubioną mange na dachu, więc postanowiła pójść tam szybko i odnaleźć swoją zgubę. Dziewczyna myślała, że na dachu jest sama, kiedy gdzieś za sobą usłyszała oddalające się kroki. Spojrzała ostrożnie za siebie i zobaczyła czarnowłosego chłopaka. Dziewczyna już chciała do niego podejść i spytać się, co robi tutaj o tej godzinie, przez myśl przeszła jej nawet propozycja wspólnego pójścia do domu, ale kiedy zobaczyła, co chłopak robił wszystkie pomysły z niej wyparowały.
Chłopak stanął na skraju dachu i wpatrywał się w dół. Cho w głowie kłębiły się najczarniejsze myśli, kiedy już krzyknęła do niego, aby tego nie robił chłopak w końcu przekroczył skraj i zaczął spadać w dół. Jednak Teamin nie spadał tak jak mogła to sobie wyobrazić Cho, spadał o wiele wolniej, tak jakby unosiło go powietrze, a na jego twarzy nie było widać smutku, czy złości, ale uśmiech. Szeroki uśmiech, najszerszy, jaki dziewczyna zdołała dostrzec na twarzy chłopaka. Dziewczyna myślała, że Taemin jej nie usłyszał, ani nie zauważył, ale chłopak doskonale wiedział o jej obecności.

Cho zeszła na miękkich nogach przed szkołę trzymając w rękach swoją mangę. Nie wiedziała, co powinna teraz zrobić. Zadzwonić po kogoś? Sprawdzić czy gdzieś nie leżą zwłoki? A może tak po prostu pójść do domu i wmówić sobie, że wszystko wymyślił sobie jej chory umysł? Na jej drodze przy bramie od szkoły stał Key, który na jej widok od razu się rozpromienił, ale tuż za nim stał Taemin, dinozaurza twarz i jeszcze dwóch innych równie przystojnych chłopaków. Chwila, chwila, ale, o co tutaj do jasnej cholery chodzi? J jjak? On? Tutaj? Taemin, jak on? Ehhh. 
-Oh, Cho dopiero wracasz?  -Spytał Key.
-Mhm, musiałam jeszcze pójść po coś na dach. -Podniosła w ręku książkę.
-Ah. -Uśmiechnął się szerzej. -Może odprowadzić cię do domu?
-Oh -Popatrzyła zdziwiona. -W sumie to chętnie.
Była bardzo ciekawa jak teraz zachowa się Taemin i może dowie się przypadkiem czegoś ciekawego.
-No to trzymajcie się! Tae. Key. My musimy jeszcze pójść do biblioteki. -Dinozaur uśmiechnął się szeroko i pociągnął dwóch pozostałych chłopaków za sobą.
Taemin nie wyrażał zbytnich emocji przy spotkaniu z nią, uśmiechał się jedynie nieznacznie spoglądając gdzieś w dal.

Droga do domu Cho mijała im spokojnie i jak na razie bez żadnych rewelacji. Key cały czas wypytywał się jej o to, co lubi robić, jakie ma pasje i o jej życie w Tokio, a Taemin tylko słuchał. Minzy i CL miały racje, on naprawdę jest małomówny.
Ciekawiej zaczęło się robić, kiedy chciała zerknąć na Key, ale go nie zobaczyła. Widziała tylko Taemina, na którego twarzy wymalował się większy uśmiech. Ale przecież jeszcze przed sekundą coś mówił... Rozejrzała się, dookoła, ale go nigdzie nie było. O co chodzi? Rozpłynął się? Cho zaczęła panikować. Czy ktoś robi sobie z niej jakieś żarty? Tej dziewczyny na pewno je nie bawiły... Spojrzała znowu za siebie i znowu w stronę, w której powinien być Key i w końcu go zobaczyła. Idącego obok niej tak samo jak zastała go kilka sekund wcześniej.. Naprawdę myślała, że ktoś sobie ostro z nią pogrywa. Albo jej umysł naprawdę zwariował...

Wieczorem chcąc nieco poznać okolice Cho wybrała się na spacer. Miała szczęście, bo jej rodzice naprawdę się postarali z doborem miejsca zamieszkania. Z jednej strony jej domu rozciągał się park, z drugiej i trzeciej kolejne domy, a z czwartej widać było rozciągającą się alejkę sklepików i bibliotekę publiczną. Dziewczyna postanowiła dzisiaj zwiedzić park, nawet po 20 było tu sporo osób, rodzice z pociechami, zakochane pary, starsi ludzie szukający spokoju i samotni, chcący odetchnąć, a może zobaczyć coś ciekawego lub kogoś poznać. Cho długo spacerowała, aż doszła do mniej odwiedzanej części paru, w której zazwyczaj urządzano koncerty, zabawy czy ogniska. Usiadła na jednej z ławek i wsłuchiwała się w śpiew ptaków, chciała jeszcze poczuć ostatnie powiewy lata.
Ale jej oazę zrównoważonego spokoju w jednej chwili zrujnował jakiś... A nawet dwóch... Tak, można powiedzieć, że chamów! Co oni myślą, że robią?
Spojrzała na dwójkę chłopaków stojących przy miejscu na ognisko. Jeden z chłopaków, wyższy w ciemnych krótkich włosach stał z zamkniętymi oczyma i próbował się na czymś skupić. Drugi zaś wyglądał jak dinozaurza twarz i świetnie się bawił rzucając kłębami ognia w ustawione drewno. Rzucając? Cho miała bardzo dobry wzrok i dokładnie widziała jak w jego dłoniach samoistnie tworzył się ogień, który jak widać dla niego był zupełnie normalny. Dziewczyna sama nie mogła uwierzyć w to, co widzi, ale to było niepodważalnie prawdą. Ale tak myśląc logicznie, czy to jest w ogóle dozwolone? Chyba nie można tak po prostu rozpalać ogniska w miejscu publicznym...

Umysł Cho wariował. Za dużo emocji jak na jeden dzień. Normalny człowiek to już dawno by zemdlał. A może ona naczytała się za dużo książek? Też była taka możliwość.
Ostatnią deską ratunku był dach. Już pierwszego dnia, kiedy się tutaj wprowadziła znalazła "magiczne" wejście na dach, na którym można było swobodnie siedzieć. Siedząc na dachu Cho miała świetny widok na gwiazdy i dużą część okolicy, w której mieszkała. Jej oczom ukazał się również chłopak siedzący na dachu sąsiedniego domu. Chłopak również ją zauważył i szeroko się do niej uśmiechnął.
-Cześć! -Krzyknął. Chłopak miał śliczne blond włosy i dość pucowatą twarz, która ani trochę nie ujmowała mu uroku, chociaż chłopak sam w sobie był szczupły i nawet dobrze zbudowany. -Wprowadziłaś się tutaj trzy dni temu, prawda?
-Tak. -Odpowiedziała.
-Poczekaj zaraz do ciebie pójdę.
Nie zorientowała się, kiedy, a chłopak już siadał obok niej.
-Hej, czy ty przypadkiem nie kolegujesz się z Taeminem i Key?
-Tak, od podstawówki właściwie. -Uśmiechnął się do niej promiennie.
-Oh, a kim są ci pozostali dwaj?
-Blondyn to Jonghyun, a brunet to Minho, z nimi też przyjaźnie się od podstawówki. A ty skąd tamtych znasz?
-Chodzimy razem do klasy, siedzę właściwie obok nich. -Przyznała z takim samym uśmiechem. -O, a ty to, kim jesteś? -Spytała roześmiana.
-Onew. -Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-Ja jestem Cho. -Powiedziała. -Mogę się ciebie o coś spytać?
-Jasne.
-Może wyda ci się to dziwne i pomyślisz, że coś ze mną nie tak, ale tutaj dzieje się coś dziwnego... -Spojrzała zdenerwowana na niego, ale on był nadzwyczaj spokojny i nadal uśmiechnięty. -Najpierw widziałam jak Taemin skoczył z dachu i nic mu się nie stało, później jak Key po prostu znika, a jakieś pół godziny temu widziałam jak Jonghyun, yy, tworzy ogień? -Spytała go niepewna. -A Minho, nie wiem do końca, co on robił, ale próbował się na czymś skupić i mam wrażenie, że nie na tym, jaki był wzór na funkcje iloczynową... -Onew w końcu przyjął inny wyraz twarzy, ale teraz chyba tylko nad czymś myślał.
-Masz racje Cho. We wszystkich masz racje i to, co widziałaś to prawda. -Przyznał. -Będę musiał już iść, zaraz tutaj przyjdzie twój tata, pewnie nie będzie zadowolony jak zobaczy cię z obcym chłopakiem, co? -Uśmiechnął się szeroko i poszedł w swoją stronę. Ciekawe jak mój ojciec ma tu przyjść? Przecież nie wie, że mamy wejście na dach, ani, że tutaj siedzę. Nie przejęła się słowami chłopaka i rozsiadła się jeszcze wygodniej. Cho pierwszy raz znalazła się w takiej sytuacji, jak każda inna normalna osoba nigdy nie słyszała ani nie poznała osób o tak niezwykłych umiejętnościach. Dziewczyna nie była zdenerwowana czy wystraszona, ale podekscytowana, przez te wszystkie książki uodporniła się na dziwactwa i chciała wszystkie możliwe poznać.
-Cho! Co ty tam robisz? Złaź, ale to natychmiast! Jeszcze coś ci się stanie...
-Jak on? Skąd on wiedział? I skąd wiedział Onew?

░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░

Ostatnio nabrałam weny na opowiadanie tego typu. ^^ Główną weną było dla mnie opowiadanie Kimiko Yamada "Ao no hana", kto jeszcze nie czytał to gorąco polecam :> --> *klik*

 A oto efekt mojej wczorajszej pracy :D. Dziękuje też wszystkim którzy mnie wspierali, jesteście strasznie kochani <3 Nie spodziewałam się, że aż tyle osób zainteresuje się moim blogiem. c: Ask to jednak bardzo fajna strona :D. Żeby nie być gołosłowną oto ile osób poparło mój pomysł ^^ --> *kilk*
Nie martwcie się o Red Orchid, następny rozdział postaram się wstawić w weekend :>.
Liczę na wasze komentarze! xoxo :*

<1170 wejść *.* DZIĘKUJĘ <3

niedziela, 17 listopada 2013

Red Orchid: Part 6

Tytuł: Red Orchid
Autor: Nyuxoxo
Rozdział: 6-?
Długość: 2726
Paring: niespodzianka.
Rodzaj: fluff, angst, romantic, komedia etc.
Uwagi: Wszystkie powtórzenia są celowe.



░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░


-Co to ma być? -Podparłam się na łokciach i rozejrzałam dookoła. Pokój, w którym się znajdywałam nie przypominał mi żadnego z pokoi w mieszkaniach moich znajomych. No chyba, że przeprowadzili bardzo gruntowny remont... Szaro-zielone ściany, meble z ciemnego drewna, drogi sprzęt audio, brązowe zasłony w oknach, obraz na ścianie nieprzedstawiający nic konkretnego oprócz abstrakcyjnych "maziaji". W jednej chwili ogarnął mnie ogromny strach.
Wyślizgnęłam się z łóżka najciszej jak tylko potrafiłam. Spoglądając na siebie szybko, mogłam stwierdzić, że może w całej tej sytuacji miałam jakieś szczęście, nikt nie wykorzystał mojego stanu nietrzeźwości i moje ubranie od wczoraj pozostało nietknięte. Pewnie trudno w to uwierzyć, ale, mimo, że już mam 20 lat -nadal jestem dziewicą! Niektórym pewnie wstyd byłoby się przyznać, ale ja jestem z siebie bardzo dumna. 
Podeszłam na palcach do drzwi sypialni i uchyliłam je delikatnie żeby rozejrzeć się po pozostałej części mieszkania. Na szczęście po nikim ani śladu. Może uda wyjść mi się stąd niepostrzeżenie. Nadal na palcach skierowałam się do wyjścia i już moja ręka dotknęła klamki, kiedy czyjś głos na chwile zatrzymał moje serce.
-Wybierasz się gdzieś? Bez pożegnania? Ani nawet podziękowania? -Obróciłam się powoli, aby tego kogoś zilustrować. Jak zwykle w takich sytuacjach moja zdolność myślenia i mówienia jednocześnie, odmówiła posłuszeństwa. Patrzyłam tylko na mojego rozmówce w szoku.
-To skrzypienie i tupotanie nie pozwala mi się skoncentrować na nauce. Wiedziałem, że zabranie cię tutaj to zły pomysł. Ehh... -Chłopak pokręcił głową i oparł ręce na biodrach. -I co ja mam z tobą zrobić? 
-Ej! Lay! Nie wzbudzaj w niej poczucia winy! -Z kuchni nieznanego mi do tej pory mieszkania wyłonił się Kris z miską pełną jakiś przekąsek. 
Wyższy chłopak podszedł do mnie szybkim krokiem i złapał mnie za ramiona prowadząc do kanapy.
-Siadaj Sulli, nie przejmuj się nim, zawsze jest przewrażliwiony na punkcie ciszy przed egzaminami. -Powiedział i usiadł na miejscu obok mnie, kiedy w tym samym czasie odprowadzałam niższego wzrokiem, który ponownie zaszył się prawdopodobnie w swoim pokoju. 
-Yy... Kris? -Odezwałam się w końcu nieśmiało.
-Mhm. -Zerknął na mnie.
-To wasze mieszkanie, tak? -Kiwnął głową potwierdzająco. -Co ja tutaj robię? -Wlepiłam w niego wzrok oczekując porządnych wyjaśnień.
-Upiłaś się wczoraj i zasnęłaś trzymając Yixinga za rękę. Niestety, a może i stety twój uścisk był na tyle silny, że nie dało się was odkleić, więc przetransportowaliśmy cię razem z nim tutaj. -Wyjaśnij nadzwyczaj spokojnie, jakby to się przytrafiało, co tydzień.
-Tak porostu? -Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
-Mhm.
-Więc jak to się stało, że jak wstałam to moja ręka była już wolna?
-Wazelina. -Popatrzył na mnie z dziwnym uśmiechem, poruszając brwiami dwuznacznie.
-Ajśś! Chłopacy... -Spojrzałam na niego zniesmaczona, a później na swoją rękę. Faktycznie moja lewa ręka była dziwnie śliska...  Ciekawe, do czego innego używali tej wazeliny. EH! Wole nie wiedzieć! 
Ale jakby tak pomyśleć o tej sprawie to jest to przerażające. Bardzo. Co ja jeszcze mogłam tam dziwnego robić oprócz trzymania Laya za rękę? Albo... Tak właściwie, dlaczego Lay dał się złapać za rękę? 
-Kris. Aa, coś dziwnego się wczoraj działo, kiedy odpłynęłam?
-Oprócz tego, że przespałaś pół tej żałosnej imprezy przytulona do Laya i trzymająca go za rękę? To chyba nic. Noo, może to, że Kai i Sehun włączyli funkcje odkurzacza. No yy, sama rozumiesz. Albo, że Amber wypłakała, żale przy kolejnym z rzędu śpiewaniu jakiejś smutnej piosenki. 
O ile Kaia i Sehuna jestem sobie w stanie wyobrazić to płaczącej Amber ani trochę. A mnie przytulonej do Laya?
To już w ogóle! Jacież pierdziele... Dlaczego właśnie wtedy musiałam zasnąć?! Może, chociaż ktoś zdjęcia zrobił...
-Hej! Możecie sobie poplotkować gdzie indziej? Ja się tutaj próbuje uczyć! -Obwieścił Lay wyłaniający się głową ze swojego pokoju.
-Oj dobrze, już dobrze! -Burknął Kris.

*

Nie mogłam ich przekonać, że nie potrzebuje niańki, aby przejść kilka ulic do swojego domu.  Czy ja wyglądam na taką, która przyciąga wszystkie kłopoty?! Co prawda Lay był świadkiem jak zaczepiło mnie kilku nieprzyjemnych gościu... Ale to było o 4 w nocy! A teraz mamy 12. 
-Mieszkasz w bardzo niebezpiecznej dzielnicy! -Ciągnął Kris. -O! Widziałaś tamtego typa? Wygląda podejrzanie. To pewnie jakiś żul, który całe dnie stoi pod sklepem. A widziałaś jak na ciebie zerkał? Gdyby nie my to cos by ci zrobił! -Poklepał się dumnie po piersi.
-Ten typek to pan Lee. Mieszka niedaleko mnie i pewnie miał ochotę się przywitać, ale zrezygnował na twój widok. 
-Eee tam! -Nadal nie dawał za wygraną.
Yixing już w połowie drogi zrezygnował z brania udziału w tej sprzeczce, za co w zamian, co chwile chichotał.  Niezwykle uroczo... Przez ten widok ciężko było mi nawet powiedzieć coś mądrego!
-Noo, to, co? Trzymaj się, nie? I nie zapominaj, po 20 nie wychodź sama z domu! -Powiedział na pożegnanie Kris.
-Tak, tak. A dzwonić do ciebie codziennie przed snem też mam? -Zaśmiałam się z niego cicho.
-Hmm. Do mnie to może nie, ale za to do niego -Objął ramieniem Laya, dla zrozumienia, że to o niego chodzi. -Już tak. -Odparł z uśmiechem. Przy czym mina Yixinga była niezmiennie w uśmiechu, a oczy skierowane były gdzieś w bok, jakby uznał, że to zupełnie nie o niego chodzi.
-No, to ja już idę. Pewnie Amber już się martwi. Na razie! -Pomachałam im na pożegnanie. Nie widziałam, aby Lay coś mówił, ale dałabym sobie rękę uciąć, że słyszałam jego głos, który mówił 'Do zobaczenia Jin Ri.'

-Amber! Już wróciłam! -Krzyknęłam przekraczając próg, obwieszczając swój powrót.
-Nareszcie! -Objęła mnie nagle -Gdzie się podziewałaś tyle czasu? Martwiłam się! Mogłaś, chociaż smsa napisać... -Powiedziała smutno.
-Nie wiem jak to się stało, ale zasnęłam wczoraj i Kris razem z Layem postanowili, że przenocuje u nich. -Odpowiedziałam z uśmiechem i nadzieją, że to ją uspokoi.
-Oh... No, ale dobrze, że nic ci się nie stało. 
-Czy ja czuję ramen? -Ominęłam Amber kierując się do kuchni.
-Ah, tak! Właśnie zrobiłam. Jedz dużo, starczy dla obu. -Powiedziała z uśmiechem.

*

-I właśnie wtedy on wyszedł i powiedział, że hałasuje… -Próbowałam opowiedzieć Amber wszystko, co wiedziałam o ostatniej nocy. –Ty naprawdę nic nie pamiętasz?
-Nic, a nic. Ostatnią rzeczą, jaką zanotowałam, była „Błękitna noc”, do której namówił mnie Kris. –Powiedziała z grymasem. 
-Aa! Pamiętam to! To wam nawet wyszło. –Odparłam z uśmiechem
-Nie żartuj sobie. Teraz już nikt nie spojrzy na mnie tak jak wtedy…
-Ale ty naprawdę dobrze śpiewasz! –Przekonywałam ją.
-Chyyyba nie. –Zostawała przy swoim.
-Twoja strata. –Uznałam. –A wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze?
-No, co?
-To, że ja niczego nie pamiętam! Nikt pewnie nawet tego nie udokumentował… A to musiało wyglądać tak pięknie! –Dodałam.
-Na pewno… Czekaj, napiszę do Victorii, coś mi się wydaje, że ona by tego nie przepuściła.
-Mhm. –Popatrzyłam na nią z nadzieją.
….
-I co? –Spytałam.
-Ehhh… Tak jak myślałam.
-Czyli co? –Posmutniałam.
-Ma. –Odparła z szerokim uśmiechem.
-Naprawdę?!
-Tak.
-Wysłała ci?! Pokarz! 
-Daj telefon to ci wyślę. –Powiedziała z uśmiechem.
-Już. Tyko… Chwila, ale… Widziałaś gdzieś mój telefon?
-Przyniosłaś go ze sobą?
-Chyba tak. 
-Poszukaj dobrze. Jak nie, to chyba będziesz musiała się wrócić do Laya.
-Ehhh… Chyba nigdzie go tu nie ma. Ale… Z drugiej strony, to dobry pretekst żeby znowu się z nim zobaczyć. –Odparłam z szerokim uśmiechem.
-Racja. –Odpowiedziała bezemocjonalnie przerzucając rzeczy w przedpokoju.
-No niestety… Chyba czeka mnie spacer. –Powiedziałam opierając się o drzwi frontowe.
-Ehh biedna. –Spojrzała na mnie rozbawiona. 
-No, to, do zobaczenia później! –Powiedziałam z szerokim uśmiechem, pomachałam jej na pożegnanie i pobiegłam w odpowiednim kierunku.

*

Do domu Laya i Krisa na szczęście nie mam daleko, normalnym krokiem dotarłabym tam w 15 minut, jednak przez to, że biegłam, całą trasę pokonałam w jakieś 5 minut. Nie obyło się również bez zbulwersowanych spojrzeń starszych pań, na które co chwila wpadałam... Normalne.
Stanęłam przed bramą zdyszana i rozejrzałam się dookoła. Kurcze, nie zauważyłam tego kilka godzin wcześniej, ale tu jest naprawdę pięknie! Ich niewielki, ale nadal bogaty dom otaczał las, a tuż za nim rozciągały się niewielkie góry. W końcu jesteśmy już prawie na przedmieściach. Nie mogąc już dłużej wytrzymać zadzwoniłam do furtki i czekałam cierpliwe, aż ktoś się zainteresuje moim przybyciem, ale po prawie minucie nie zauważyłam żadnych oznak życia dookoła oprócz śpiewających ptaków. Zadzwoniłam, więc ponownie. Stałam przed bramą o rozglądałam się dookoła nie wiedząc, co robić. 'Może nikogo nie ma w środku' - pomyślałam. Chcąc się upewnić spróbowałam otworzyć furtkę i zajrzeć do okien. Na szczęście nikt nie zamknął bramy tak jak należy i weszłam na ich teren bez problemu. Na szczęście dla mnie, być może na nie szczęście dla nich, w końcu nigdy nie wiadomo, komu zachce się wejść na teren ich posiadłości...
Mam nadzieję, że ktoś jednak jest w środku, bo pogoda nie zachęca do stania na dworze. Dopiero teraz zauważyłam, że z nieba powoli zaczynają spadać coraz większe krople deszczu. Zapukałam do drzwi oczekując jakiejś reakcji, ale nadal nic. Zajrzałam do tych okien, do których mogłam zajrzeć, jednak nadal pustki. Nawet samochodu Krisa nigdzie nie dostrzegłam...  Jakby ktoś teraz zauważył mnie w akcji pewnie pomyślałby, że jestem jakimś włamywaczem. Zrezygnowana usiadłam na schodach przed drzwiami i postanowiłam cierpliwie czekać. Na szczęście tutaj zakrywa mnie niewielki daszek. Jejku, i co ja mam tutaj teraz robić? Nie wiadomo ile będę tu musiała teraz czekać. Ehh... 
Po 30 minutach czekania, byłam już prawie w połowie ustalania jak wyglądałby nasz dom, gdybym zamieszkała z Yixingiem. Oparłam się o mur i przymknęłam oczy, żeby muc sobie wszystko lepiej wyobrazić. Ćwierkania ptaków okazały się być strasznie uspokajające. Nie zorientowałam się, kiedy odpłynęłam w krainę gdzie Yixing zawsze się do mnie cudownie uśmiecha...

*


-No nareszcie się obudziłaś, myślałem, że zostaniesz tu, jako ozdoba świąteczna. -Powiedział Yixing, kiedy powoli otwierałam moje zaspane oczy.  Musiało mi się nieźle przysnąć skoro nie zauważyłam, kiedy ktoś, pewnie Lay, przetransportował mnie ze schodów na kanapę, w dużym salonie jego i Krisa domu. Ani nawet nie obudził mnie zapach ciasta czekoladowego...
-Mhm... -Mruknęłam przeciągając się jak kot. -A gdzie jest Kris? 
-Tu jestem słoneczko! -Wyłoniła się jego rozradowana głowa z kuchni, a na twarzy Laya pojawił się mały grymas. -Zaraz przyniosę ci coś do jedzenia i mleko bananowe, pewnie zgłodniałaś. -Powiedział troskliwe.
-Nie trzeba! Zaraz pewnie będę szła do siebie. -Przekonywałam go.
-Pff! Leżałaś tu pół dnia a teraz zamierzasz sobie tak po prostu iść? -Spojrzał za mnie zaskoczony i zbulwersowany Lay. -A tak właściwie, czemu tutaj przyszłaś?
-Nie nie nie! Zostajesz tutaj! Widzisz, jaka ulewa jest na zewnątrz? Po za tym zrobiło się już ciemno! -Faktycznie... -Dobrze, że ktoś zgarnął cię z dworu zanim to się rozpętało!
-Ale Amber będzie się martwić... -Wymigiwałam się.
-I słusznie. -Stwierdził Yixing. -Bo zostaniesz tu do rana, pogoda na zewnątrz zwiastuje apokalipsę, jesteś tutaj z dwoma nieprzewidywalnymi mężczyznami, a twoja komórka padła. -Powiedział przybliżając do mnie głowę na niebezpieczną odległość. Przez chwilę pozostawałam wmurowana w siedzenie, aż w końcu mnie oświeciło.
-O! Moja komórka! A więc jednak była tutaj. -Sięgnęłam po nią leżącą na stoliku.
-Co za pech. PADŁA. 
-Nie macie ładowarki? -Spytałam z niedowierzaniem.
-No nie wiem...
-Ja mam! Zaraz ci przyniosę! -Krzyknął Kris.
-Ehh... -Pokręcił głową niższy. -I co my będziemy robić?
-Jeść ciasto czekoladowe i popijać je mlekiem bananowym. -Uznałam wstając i kierując się do kuchni.
-YAH! Nie czuj się tu jak u siebie w domu! Nawet moje kapcie zabrałaś... -Powiedział smutnawo.
-Ah, więc to twoje kapcie? Słodkie! Czy to są króliczki? -Zaśmiałam się.
-Aichś! Idź już! I też mi przynieść. -Powiedział rozgniewany. Słodkie.

*

-Chcesz obejrzeć "Krwawe wnętrze" czy "Zakrwawioną piłę"? -Spytał Kris, który wepchnął swój zgrabny tyłek na miejsce na kanapie między mną a Layem.
-A nie lepiej obejrzeć jakąś komedie? -Spytałam z nadzieją.
-Taak! I może jeszcze romantyczną? 
-Nie no.  Bez przesady, ale czemu ludzie zawsze karzą mi oglądać horror? -Spytałam zła.
-Bo są fajne?  Zabawne? Przerażające?
-Zabawne?! 
-No tak. Jak ta krew się rozlewa, flaki latają, a przerażone dziewczynki próbują uciekać...
-Ehh... No naprawdę.
-Czyli zagadasz się? -Spytał uśmiechnięty.
-No niech ci będzie. -Dałam za wygraną.
-To ja idę na chwile do siebie, a wy włączcie. Początki i tak są zawsze nudne. -Uznał Lay, a ja go odprowadziłam wzrokiem. Dzisiaj ma dziwnie dobry humor...
-No to, co? Zaczynamy słoneczko! Jakbyś była przerażona wypożyczam ci ramie wujka Krisa. -I usiadł obok mnie.
-Kris?
-Mmhm.
-Czemu nazywasz mnie 'słoneczko'? To dziwne...
-Bo odkąd cię poznałem na twarzy pana wiecznie naburmuszonego wreszcie gości jakiś uśmiech.
-Mówisz o...
-Tak mówię o Layu.
-Ale...
-Cii, oglądaj. 
Lay mnie lubi? Nie... A może? Niee, na pewno nie. Ale dlaczego niby dzięki mnie zaczął się uśmiechać? Przecież on zawsze mnie nie lubił i ciągle daje mi to do zrozumienia... Więc jak?
-Musicie się beze mnie nudzić, co? -Powiedział Lay u wepchnął się pomiędzy mnie a Krisa.
-Pfff
-Pff -Prychnęliśmy jednoczenie i zaczęliśmy w skupieniu oglądać film.
Stara chatka w środku lasu. Grupka naiwnych amerykańskich nastolatków. Typowe... Od początku trzymałam się twardo, a film nawet mnie bawił. Aż pojawili się psychiczni mordercy, czychający na każdą ofiarę i zabijając wszystkich po kolei powoli i w męczarniach. Oczywiście nie obyło się bez moich pisków, zasłaniania oczu ii w końcu wpadnięcia na ramie Laya i przytulenia się do niego. Spojrzał na mnie zaskoczony, a Kris zaczął cicho chichotać. Spojrzałam na Laya przerażona.
-Uhh, przepraszam.  -Powiedziałam jak najciszej umiałam i oderwałam się od niego.
-Słusznie. Wiesz ile dziewczyn chciałoby dotknąć mojej ręki? -Pisnął do mnie chicho. Usiadłam tylko prosto i kontynuowałam oglądanie horroru.

-I co? Nie było chyba takie złe, co słoneczko? -Spytał mnie rozbawiony Kris, kiedy w końcu pojawiły się napisy końcowe.
-Nigdy więcej! -Wstałam i ruszyłam do kuchni po szklankę wody. -Chyba mi niedobrze...
Nie dość, że jestem przerażona i teraz pewnie przez tydzień będę się panicznie bała ciemności, to jeszcze mi nie dobrze przez widok latających po ekranie wnętrzności, a przed Layem wyszłam na ciepłą kluche...
-Napij się herbaty to cię uspokoi. -Powiedział Yixing, który skradł się za mną do kuchni. -Też nie lubię horrorów. Są durne. -I zaczął robić mi zaproponowany napój.
-Yixing... Ty... To znaczy... Myślisz, że... Ehhh...
-Co? -Mruknął i spojrzał na mnie.
-Jja... Chyba... Zaczynam... To znaczy... Czy ja może zaczęłam cię lubić? -Spuściłam wzrok i usłyszałam ciche kaszlnięcie spowodowane pewnie zaskoczeniem, a następnie śmiech. 
-Wiesz Jin Ri, dużo ludzi mnie lubi, nie jesteś pierwszą, od której usłyszałem takie wyznanie.
-Ale ja... 
-Zrobiłem ci już herbatę. Wypij i idź spać. -Powiedział bezemocjonalnie i wyszedł z rękami w kieszeniach zostawiając mnie wrytą w podłogę i bliską płaczu. 

*

Obudziłam się w tym samym pokoju, co dzień wcześniej. Ciekawe, która już mogła być godzina... Wstałam szybko i ubrałam rzeczy przygotowane przez Krisa wczorajszego wieczoru. Wymknęłam się chicho z pokoju i spojrzałam na zegar.
-CZTERSNATA DZIESIĘĆ?! -Spytałam głośno. Ile można spać...
-No przecież nie 5 rano. -Odparł Lay pochylony nad książką. -Też się zastanawiałem ile można spać, przecież to nienormalne. -Stwierdził.
-Ja muszę wracać do domu! Amber pewnie umiera z nerwów! -Powiedziałam i ruszyłam szybko do drzwi.
-Odprowadzę cię! -Trochę mnie zamurowało, nie to, że nie. -Kris by mnie pilniczkiem zadźgał jakby się dowiedział, że chodziłaś sama po tym "niebezpiecznie niebezpiecznym" mieście.
-Oj bez przesady, dam sobie rade. -Powiedziałam cicho.
-Mhm. -Mruknął. Założył buty, złapał moją rękę i wyszedł na zewnątrz.

-Zostawiam cię. -Spojrzał na mnie. -Myślę, że krzywda ci się nie stała i moją misje wypełniłem poprawnie.
-Ahh... Tak. To... Yy. Cześć. -Powiedziałam, obróciłam się i ruszyłam powoli do wejścia.
Poczułam czyjeś silne ramiona, które objęły mnie od tyłu i przycisnęły do swojej klatki piersiowej.
-Bądź ostrożna. -Powiedział swoim słodko-męskim głosem, wypuścił mnie ze swoich ramion i zostawił przed drzwiami.

*

-Amber! Wróciłam! -Krzyknęłam od progu, ale nic ani nikt mi nie odpowiedział.
Wyciągnęłam swoją komórkę i spojrzałam na wyświetlacz.
68 NIEODEBRANYCH POŁĄCZEŃ OD: AMBER, 14 nieodebranych połączeń od Jong Ina i 9 nieodebranych połączeń od Baekhyuna. Baekhyun? Ciekawe... Oddzwonię później. Tymczasem mam ważniejsze sprawy na głowie. Wybrałam numer Amber i zadzwoniłam do niej...
-Halo? 
-Amber?! 
-Niestety. Tu Baeki.
-Oh, a gdzie Amber?
-Śpi.
-Śpi? Gdzie?
-U mnie. Przyjdź szybko.
Nie musiał mi dwa razy powtarzać. Wręcz wybiegłam z mojego mieszkania.

-Gdzie ona jest? -Spytałam.
-W salonie. -Odpowiedział.
Rzeczywiście, spała jak zabita. Ciekawe tylko, dlaczego tutaj i dlaczego walało się tutaj tyle butelek po soju.
-Co się tutaj działo?! Co?! -Krzyknęłam zdenerwowana na Baekhyuna.
-Sama powinnaś z nią porozmawiać. -Powiedział i wycofał się z pomieszczenia.
Podeszłam do Amber i spróbowałam ją obudził i zaprowadzić do domu.
-Amber! AAMBER! 
-Jeszcze 5 minut. -I przekręciła się na drugi bok.
-AMBER! 
-Sulli? -Rozbudziła się lekko.
-Co ty tutaj robisz? Co?! 
-Ja tylko... -Usiadła prosto i spojrzała na mnie smutno.
-No już wstawaj i idziemy.
-Sulli, ja... -Objęła szybko moją twarz w dłonie, spojrzała na mnie czule i przycisnęła swoje usta do moich.
░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░



Ohayo! Dzisiaj tak po japońsku :D. To przez ask'a xd. Przy okazji dziękuje osóbkom, które zaczęły obserwować mnie dzięki tej stronie. :3 A tu mój ask --> @nyuxo. Jak tylko ogarnę bloggera to porobię porządne zakładki c:. Korzystając z okazji, zna ktoś kogoś kto robi fajne szablony na bloga?
Ooo i dziękuję za 834+ wyświetlenia :3

XOXO Robaczki <3 Komentujcie i czytajcie pilnie :D

I gif miesiąca: 
TONIGHT BABY!  xD

niedziela, 3 listopada 2013

Red Orchid: Part 5


Tytuł: Red Orchid
Autor: Nyuxoxo
Rozdział: 5-?
Długość: 2968
Paring: SeKai, Luhan&Krystal, Tao&Luna, Kris&Victoria, niespodzianka.
Rodzaj: fluff, angst, romantic, komedia etc.
Uwagi: Wszystkie powtórzenia są celowe.




░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░


Wyraz mojej twarzy wyrażał nie mniejsze zaskoczenie jak wtedy, kiedy uświadomiono mi, że Yixing i Victoria to rodzeństwo. Chociaż teraz moje zdziwienie mogło chyba być jeszcze większe…
-Sulli. Jesteś zła? –Spytał mnie już blady z nerwów Kai.
-Ja… Nie wiem. Powinnam chyba się z tym oswoić przy kolejnym drinku. –Powiedziałam i wyszłam chwiejnym krokiem z pomieszczenia. Przecisnęłam się przez zgromadzony przy scenie tłum wyczekujący czegoś ciekawego. Już zapomniałam. Na co oni czekają? Ehh… Moja jak zwykle świetna pamięć. Taak na nią zawsze można liczyć! Usiadłam przy barze i wypiłam prawie jednym tchem drinka zaserwowanego przez Jongdae. Aichś! Nadal nie myśli mi się lepiej! Od jak dawna oni to przede mną ukrywają? Jak mogli?! Myślałam, że mogą mi zaufać… Przez tyle lat ile oni się znają… Ile ja ich znam! Jak mogłam nie podejrzewać tego nawet przez ostatnie tygodnie? Może nie byłam osobą na tyle dobrą żeby mogli mi o tym od razu powiedzieć… Tak szczerze mówiąc ja nie jestem nawet zła na to, że oboje zdecydowali się być gejami, ale o to, że dowiaduje się dopiero po fakcie i nawet nie wiem jak późno po fakcie… I już sama nie wiem czy mam być zła na nich czy na siebie…
Światła w sali, w której przebywałam przerwały kolorową jasność tajemniczą ciemnością zwiastującą coś jak mniemam bardzo ciekawego. Ciekawe tylko, co. Obróciłam się w fotelu wypatrując czegoś niespodziewanego i ciekawego. Światła jakby widząc moją reakcje zaczęły powili się rozjaśniać ukazując moim oczom sylwetki dwóch osób. Jedną z tych osób zdecydowanie była dziewczyna, można byłoby powiedzieć nawet, że kobieta. Młoda kobieta, niewątpliwie piękna i seksowna. Po jej plecach i barkach pływały długie blond włosy, jej biodra lekko się kołysały się w rytm coraz szybszej, energetycznej muzyki. Moje oczy nie mogły też przeoczyć jej długich i szczupłych nóg odzianych w czarne skórzane spodnie świetnie pasujące do czarnych również skórzanych botków na wysokim obcasie. Obok takiej kobiety na pewno ciężko przejść obojętnie i dałabym sobie rękę uciąć, że już ja gdzieś widziałam i mam wrażenie, że to nie było zbyt przyjemne spotkanie. Tylko gdzie ja ją spotkałam? Tuż zza pleców kobiety wyłonił się mężczyzna. Dobrze mi zresztą znany. Taak. Lay. Jak mogłam zapomnieć, że to z jego powodu zostałam przyprowadzona do tego klubu? Ehh. Pewnego rodzaju debiut? Pewnie chodziło o duet z tą kobietą. Ich ciała z każdą sekundą były niebezpiecznie coraz bliżej siebie. W ich tańcu można było wyczuć namiętność i pożądanie. Na pierwszy rzut oka było widać, że świetnie im się ze sobą tańczy i, że ta dwójka zna się nie od dzisiaj. W moim sercu coś delikatnie mnie ukuło. To zazdrość? Możliwe, że też chciałabym tak tańczyć na jednej scenie z Zhang Yixingiem, ale czy to tylko ten rodzaj zazdrości? Tu chyba chodzi o coś o wiele więcej… Czy ja jestem zakochana w tym chłopaku, który tańczy tam na scenie? Co jest ze mną nie tak? Całe życie wypierałam się wszelkich zauroczeń i miłości jak tylko to było możliwe i wychodziło mi to świetnie, aż w przeciągu kilku dni ktoś doszczętnie zniszczył to, co udało mi się zbudować – wielki gruby mur, chroniący mnie przed wszystkimi niechcianymi mężczyznami. A on? On ten mur zaczął burzyć już jednym swoim spojrzeniem na mnie i udało mu się go zburzyć całkowicie całując mnie wczorajszej nocy, a może zrobił już to samym przytuleniem mnie? Co on ze mną zrobił? Ciepłą kluchę! Przypominającą nawet jakiś budyń! Powinnam go już dawno przez to znienawidzić. Ale nie mogę…
Nie zorientowałam się, kiedy ich występ już dobiegł końca. Mój wzrok sam starał się dopatrzeć w tłumie Laya, ale napotkał na swojej drodze tylko trzy moje przyjaciółki, zadowolone z tego, że w końcu mnie znalazły.
-Sulli! I jak ci się podobał występ mojego brata? –Moją bitwę myśli w głowie przerwała szeroko uśmiechnięta Victoria.
-Ah, tak. Był świetny. Tak. Jak zwykle. –Odpowiedziałam z uśmiechem.
-Nie mogłyśmy cię nigdzie znaleźć! Tyle przegapiłaś! Wiedziałaś, że Kris ma tatuaż? Sam nam go pokazał! A Tao niedawno był na zawodach sztuk walki i zgarnął złoty medal! Strasznie mi się chwalił swoimi osiągnięciami. Chyba chce mi zaimponować. Hahah. –Powiedziała podekscytowana Luna.
-Nie czułam się zbyt dobrze, więc posiedziałam sobie tutaj i poplotkowałam z Jongdae. –Skłamałam.
-Z Jongdae? Przecież od jakiś dobrych 15 minut siedzi w łazience… Chyba zresztą z Xiuminem… -Wtrąciła Amber. –Aa zresztą. Jak się teraz czujesz? Chcesz już wracać do domu?
Jeszcze nie. Powinnam chyba z kimś porozmawiać… -Wstałam i uśmiechnęłam się do nich znacząco. Przedzierałam się przez tłum w poszukiwaniu chłopaka, który ostatnimi czasy zakłócił moje nudne życie. Spotkałam go przy wejściu do sali dla VIPów, do której od niedawna też mam wstęp dzięki Krisowi, ale jednak milej mi się spędzało czas w Sali dla zwykłych śmiertelników. Zastałam go z nie, kim innym jak właśnie z blondwłosą blondynką. Rozmawiali o czymś zawzięcie śmiejąc się do siebie, co jakiś czas. Miałam z tą sceną już jakieś deja vu. Przerwałam im w jednej chwili, chyba trochę niegrzecznie. Trudno.
-Yixing. Mogę z tobą porozmawiać. –Uśmiechnęłam się do niego najpiękniej jak tylko umiałam.
-Nie teraz Jin Ri. Mam coś do zrobienia. –Obrócił się ode mnie oraz od swojej dotychczasowej kompanki i wszedł do jakiegoś pokoju, którego nigdy jeszcze nie było dane mi poznać. 
Tak, jasne. Zajęty. Mhm. A na rozmowy z tą laską to jakoś miał czas?! Wrr! Zarozumiały, bezczelny, arogancki, przemądrzały… Przystojniak. Odeszłam od nieprzyjemnie spoglądającej na mnie blondynki i powróciłam do moich przyjaciółek.
-Nie czuję się lepiej, ale zrobiłam się strasznie senna. Chyba będziemy już wracać. –Ziewnęłam teatralnie.
-Juuż? Tak szybko? Ale impreza się dopiero rozkręca! –Najstarsza z nas próbowała nas zatrzymać.
-Może innym razem. –Pocieszyła ją Amber. –Powinnyśmy już w sumie wracać. Zostawiłyśmy Xing Xing samego w domu, nie wiadomo jak się tam zachowuję.
-Jeśli tak, to dobrze. –Pomachały nam na pożegnanie.
Wychodząc z klubu spotkałyśmy jeszcze zdenerwowanego Kaia.
-Sulli, ja…
-Jutro do ciebie zadzwonię Jong In. –Uśmiechnęłam się do niego smutno.

*

W nocy nie mogłam zasnąć, a szkoda, tak bardzo chciałam zobaczyć w śnie Yixinga. Słodkiego anioła. Może tym razem miałabym jakiś proroczy sen.
Wygrzebałam się z łózka tuż przed 10 rano, wchodząc do kuchni spotkał mnie niecodzienny widok….
-Amber… Ty gotujesz? –Dziwny widok. Bardzo dziwny. Amber nigdy nie gotowała. Właściwie to ona nawet bała się naszej kuchenki. Zawsze ja musiałam robić nam śniadanie, a teraz… Czułam się naprawdę dziwnie widząc, że ktoś mnie zwolnił z tego obowiązku.
-No a jak! Wolisz jajecznice mniej czy mocniej ściętą? –Zapytała mnie tak jakby gotowaniem zajmowała się od lat.
-Yy, mocniej. Ale ej, ej, co się stało, że postanowiłaś zrobić śniadanie?
-Kiedyś trzeba się nauczyć gotować. –Uznała. –To nawet fajne. –Zaśmiała się wywijąc patelnia w te i tamtą, aż w końcu… Wypadła jej łyżka z dłoni z niewielką zawartością patelni. Nic strasznego, ale pewnie będę musiała posprzątać. Ehh…
-No i patrz! Gotowe. –Powiedziała do mnie z uśmiechem, w ogóle nie przejmując się małym incydentem.
Nałożyła śniadanie na talerze i podała mi jeden z nich. Jadłam powili, nie do końca przekonana do umiejętności kulinarnych mojej przyjaciółki. Ale… Muszę przyznać, że naprawdę jej to wyszło.
-Noo, Amber. Moje gratulacje. Od dzisiaj przejmiesz zaszczyt robienia śniadań. –Uśmiechnęłam się do niej nieco złośliwie.
-Ok. –Odparła ze szczerym uśmiechem.
Naprawdę nie przypuszczałam, że tak to jej się spodoba.
-Sulli… -Zagadnęła nagle Amber.
-Taak? –Popatrzyłam na nią podejrzliwie.
-Coś się wczoraj stało w klubie? Kai wyglądał na jakiegoś podłamanego. Nakrzyczałaś znowu na niego?
-Niee. No może trochę. Ehhh… Jakby to tu ci to… Dowiedziałam się o czymś ciekawym.
-O czym?
-Nie wiem czy powinnam mówić, ale… Kai i Sehun… Eh… Oni są razem! –Amber rozszerzyła oczy i zaczęła się krztusić jedzeniem.
-Naprawdę?! Od jakiegoś czasu widziałam, że są trochę ze sobą bliżej niż zwykle, ale nie przypuszczałam, że…. WOW. Jak się dowiedziałaś?
-Yy, trochę nie tak jakbym chciała.
-A co? Nakryłaś ich na czymś nieprzyzwoitym czy coś?
-W sumie to tak, tak. Poszłam sobie spokojnie ich poszukać na zapleczu, a oni tam tak po prostu się całowali. Dosyć zachłannie nawet.
-A to ci łobuzy jedne! –Zażartowała i zaśmiała się cicho, ale widząc moją minę jej uśmiech szybko zniknął. –I co było dalej.
-Noo, powiedzieli mi z lekkimi oporami, że są razem i tyle. Później poszłam się napić i trochę o tym pomyśleć.
-I co o tym myślisz? –Zapytała stroskana.
-Czy ja wiem… Z jednej strony staram się cieszyć ich szczęściem i wgl rozumiem to, że nie każdego pociągają kobiety, ale z drugiej strony trochę mi przykro, że dowiedziałam się w taki sposób. Ciekawa jestem jak długo to przede mną ukrywali…
-Powinnaś porozmawiać z Jong Inem. Pewnie strasznie to przeżywa.
-Też tak myślę… Pójdę tam dzisiaj do nich.

*

Jak powiedziałam tak też zrobiłam. Dwie godziny później stałam przed ich mieszkaniem. Zapukałam do drzwi nieśmiało, a po chwili zobaczyłam nieśmiało uśmiechającego się Sehuna.
-Mogę wejść? –Spytałam.
-Tak, jasne. Jong Inach jest w salonie. Porozmawiajcie razem. Później do was przyjdę.
-Aa, wychodzisz gdzieś? –Dopiero teraz zauważyłam, że był ubrany i gotowy do wyjścia.
-Muszę się spotkać z kolegą. –Uśmiechnął się do mnie.
-Kolegą? –Spytałam podejrzliwie. –Jakim?
-Haahah. Luhanem. –Posłał mi szeroki uśmiech i wyszedł. 
Noo to czekała mnie chyba ciężka rozmowa z moim bliźniakiem. Weszłam do salonu i zobaczyłam na kanapie Jong Ina z podkulonymi nogami i ślepo wpatrującego się w telewizor. Usiadłam obok niego i przytuliłam go mocno. Ten wzdrygnął się przestraszony, ale nawet przez chwilę nie próbował się ode mnie odsunąć. 
Siedzieliśmy ze sobą stuleni dobre 15 minut, a może i dłużej.
-Jin Ri. Bardzo jesteś na mnie zła? –Spytał smutno, przerywając długo trwającą ciszę.
-Nie. –Pokiwałam przecząco głową z uśmiechem na ustach. –No, może troszeczkę.
-Ja… Chciałbym Cię przeprosić. Nie powinnaś się dowiadywać w ten sposób, ale wszystko potoczyło się tak nagle i później było mi z tym coraz ciężej. –Tłumaczył się.
-Nic wielkiego Jong Inach. Nie przejmuj się tym tak. –Powiedziałam wesoło i poczochrałam go po jego czuprynie. –Jak długo już wasze relacje tak wyglądają?
-Jakieś 2 miesiące. –Podrapał się po głowie nadal zestresowany.
-Ii ty naprawdę w ten sposób kochasz Sehuna?
-Tak. –Pokiwał głową. –A nawet i bardziej.
-A on ciebie też tak kocha? –Dopytywałam się ciekawska.
-Tak. –Uśmiechnął się w końcu. –Myślę, że tak.
-Jong Inach, ja naprawdę się cieszę, że znalazłeś w końcu swoją miłość. –Przytuliłam go mocno. –I że Sehunnie znalazł swoją. –Dodałam.
-Sulli, a ty naprawdę jesteś najlepszą siostrą na świecie. –Zaśmialiśmy się oboje.
Trudna rozmowa okazała się przyjemniejsza niż myślałam.

*


 Kontynuując przyjemny oraz przyjacielski nastrój wyciągnęłam moich obecnie dwóch ulubionych kochanków na zakupy. Tak, Jong Ina i Sehuna. Patrząc na nich teraz nie mogę uwierzyć w to jak łatwo przyzwyczaiłam się do obecnego stanu rzeczy. To chyba dziwne przyzwyczaić się do tego, że twój brat jest gejem i to razem ze swoim dotychczasowym najlepszym przyjacielem. Prawda? Nie wiem też jak ja mogłam nigdy nie dostrzec tego, z jakim uwielbieniem i troską patrzą na siebie. To jest chyba najsłodsza para roku. Od kiedy jakakolwiek para jest dla mnie słodka? 
Amber pewnie też nie poznaje mojego entuzjazmu. Nie obyłoby się bez zadzwonienia do niej i zdania jej relacji, a teraz wyciągnięcia jej na zakupy.
-Twój wyraz twarzy, kiedy na nich patrzysz jest tak słodkopierdzący, że biała czekolada przy tobie wydaje się być gorzką. -Podsumowała moją minę na widok Sehuna karmiącego Kaia watą cukrową.
-Reewelacja. Na prawdę. Ale to oni są słodcy, a nie ja.
-Zakochani zawsze będą słodcy. Przynajmniej przez chwilę, bo później to już tylko mdli. -Powiedziała z grymasem.
-Coś się dzisiaj stało, że tak marudzisz? 
-Niee. Czemu? Ja zawsze tak reagowałam na zakochanych. Ty zresztą też. A teraz jesteś tak podekscytowana, że zaraz zaczniesz piszczeć jak nastolatka na widok SHINee. 
-Oj to logiczne, że cieszę się ze szczęścia swojego brata, nie? No właśnie! ... No cicho już, niedaleko jest sklep, w którym widziałam genialną sukienkę na ciebie. -Powiedziałam nadal podekscytowana i pociągnęłam ją i moi zakochanych do kolejnego sklepu. Moich zakochanych, czuję się poniekąd jak ich matka. Sehun jest przy Kaiu od ponad 10 lat, a tym samym przy mnie. Od momentu, aż się poznali więcej spędza czasu z nami niż z własną rodziną. Sama nigdy nie wiedziałam, czemu, może, aż do dzisiaj.
-Sukienka?! Jaka sukienka?! Czy kiedyś widział mnie ktoś w sukience? No to chyba coś oznacza!
-No, ale na koszule to chyba już szybciej dasz się skusić, co?
Mimo moich błagań i próśb nie udało mi się przekonać mojej najlepszej przyjaciółki do zainwestowania w sukienkę. Odkąd ją znam zawsze wyglądała bardziej jak chłopak niż dziewczyna. Amber nigdy nie lubiła emanować swoją kobiecością, chociaż tak naprawdę ma jej w sobie na pewno nie mniej niż inne dziewczyny.
-Dobra, koniec ciuszków i kosmetyków. Tak tak widzę waszą rozpacz, ale może nie tylko ja tak umieram z głodu?
-Amber... Ty zawsze myślisz tylko o jedzeniu? -Spytał lekko protestującym tonem Sehun, który definitywnie miał ochotę wrócić się do sklepu po różową marynarke, którą znalazł dla niego Kai.
-A mam żyć samym powietrzem? -Nie ustępowała.
-Chodźmy na sushi! -Zaproponowałam z entuzjazmem. -Dawno nie byliśmy na sushi! 
-Nareszcie coś mądrego! -Uznał zadowolony Kai.
Wybraliśmy knajpę z sushi w centrum miasta, która cieszyła się u nas wszystkich najlepszą popularnością.
-Hej, czy to nie jest samochód Krisa? -Spytała Amber wskazując na czarnego Mercedesa stojącego na miejscu dla inwalidów oczywiście najbliżej wejścia do knajpy.
-To rzeczywiście jego samochód. Znam go doskonale. Tylko on staje na miejscu dla inwalidów przed moim klubem i nikt jeszcze nie wie, dlaczego nigdy go nie odholowali. -Głowił się Kai.
A dla mnie to znaczyło tylko jedno. Jeśli tutaj jest Kris to na 99% Yixinga też tu spotkam. I na tą myśl moje serce przyspieszyło do zawrotnej prędkości. Głupie serce...
-Sulli, idziesz? -Wyrwała mnie z myśli kierująca się do wejścia Amber.
-Tak, idę!

-Oho! Kopę lat Amber, nie widzieliśmy się aż... Jeden dzień! Uściśnijmy się! -Przywitał się już w środku rozbawiony Kris. -A Sulli to naprawdę dłużej nie widziałem! Gdzie ty wczoraj byłaś, kiedy cię przy mnie nie było?  Co? -Poczochrał mnie po włosach troskliwie.
-A wy, czemu się tutaj ukrywacie i nawet nas nie zaprosiliście?! -Spytałam. Podejrzane, że w jednym miejscu, o tej samej godzinie jedli sushi Kris, Tao, Victoria, Luna, Krystal i Luhan. Jednak ku mojemu rozczarowaniu zabrakło tutaj Laya. Ciekawe, dlaczego go tutaj nie ma?
-Kiedy oni tak się do siebie zbliżyli -Zagadnęłam siedzącą obok mnie Victorie machając pałeczkami w stronę Luny żywo opowiadającej o czymś Tao.
-Ciężko stwierdzić ostatnio bardzo się polubili. Myślisz, że coś się kroi?
-Ja nie myślę. Ja wiem!  Wyczuwam to moim radarem! 
-No tak.  Przecież twój radar przy dobrym wietrze nawet HBO odbiera. -Wyśmiała mnie złośliwie.
-Bardzo zabawne! Przecież gołym okiem widać, że oni tak po prostu się tylko nie kumplują!
-Masz racje. Ale myślisz, że pasują do siebie? -Spytała stroskana. W końcu jest z nas najstarsza i chyba czuje się jeszcze większą matką ode mnie.
-Luna jest słodka i kochana, a Tao wygląda trochę tajemniczo, może niebezpiecznie, trenuje sztuki walki, jeździ motorem. Fajną parę by stworzyli. 
-Może faktycznie masz działający radar. -Przyznała rozbawiona.
-A Krystal i Luhan? Oni już tak na poważnie? -Wskazałam na dwójkę kłócącą się o ostatni kawałek ryby.
-Chyba tak. Ostatnio byłam świadkiem jak Luhan dał Krystal buziaka w polik na pożegnanie. -Ostatnie zdanie powiedziała już nieco ciszej z szerokim uśmiechem na ustach.
-Omo! Naprawdę! To takie słoodkie! -Powiedziałam rozemocjonowana chyba trochę za głośno, bo kilka par oczu zwróciło się w moją stronę pytająco.
-No co? W zoologicznym mają obroże dla kotów z różowym brokatem. -Powiedziałam. Na co w odpowiedzi otrzymałam zniesmaczone spojrzenie Amber.
-Od kiedy ty lubisz różowy? -Spytał mnie męski głos wywołujący ciarki na plecach.  
-Yixing! Jesteś już! Czemu cię tak długo nie było? -Spytała uradowana obecnością brata Victoria.
-Przeciągnęła mi się trochę próba. -Wzruszył ramionami i usiadł po drugiej stronie Victorii.
-Znowu będziemy mieli okazje podziwiać cię w duecie? -Spytała brata chyba trochę za bardzo pochlebiając jego ego.
-Może tak. Może nie. Niespodzianka.
-A tak właściwie, kim jest ta dziewczyna, z którą ostatnio tańczyłeś? Nigdy mi jej nie przedstawiałeś.
-Nikt ważny. 
No ja mam nadzieję, że nikt ważny...  Niech by ta blondyna tylko spróbowała być...
-Hej! Może napijemy się soju! Dawno się nie widzieliśmy w tym gronie! -Zaproponował Kris.
-Przecież ty prowadzisz. -Skomentował. Tao.
-A od czego mamy taksówki?
Tym sposobem już po godzinie Sehun mówił, że za tydzień kupi sobie piękną białą suknie i wezmą właśnie w tym miejscu z Kaiem ślub. Kris przysiadł się do Victorii i podziwiał jej jak to on mówił oczy głębokie jak dwa oceany co nie uszło uwadze Laya, który szybko zainterweniował protestem, że to przecież jego siostra i niech uważa do kogo co mówi. Krystal zasnęła na kolanach Luhana. Luna z Tao wyszli stąd w nieznanym dla nikogo kierunku. Amber śpiewała po raz piąty balladę o nieszczęśliwej miłości. A ja nie pozostawałam tej sytuacji dłużna i opowiedziałam Yixingowi już chyba z 15 razy jak to go spotkałam po latach jadącego na deskorolce w moim kierunku i jak to on wyglądał kiedy tańczył, co spotkało się tylko z wywróceniem oczami i naprawdę ekscytującym fascynujące. Części dalszej nie dotrwałam przez moją kolejną wypitą butelkę soju.
*

Stałam na łące obsianej drobnymi fioletowymi i niebieskimi kwiatami. A w moim kierunku biegło stado jednorożców. Wszystkie gnały prosto na mnie. W zasięgu mojego wzroku rozciągały się tylko hektary soczyście zielonej łąki i jeden wielki, przerażający, mroczny las. Stado jednorożców nie pozostawiało mi wyboru. Uciekłam w popłochu przed nimi do głębi lasu, w którym miałam nadzieję się ukryć. Pędziłam ile sił w nogach, po pięciu minutach ucieczki nie miałam już całkowicie żadnych sił w sobie. Zdecydowanie powinnam później popracować nad kondycją. A na moich tyłach ciągle dostrzegałam biegnące w moją stronę jednorożce. Miałam wrażanie, że już dłużej nie dam rady uciekać i już niedługo będzie po mnie. Ku mojemu przerażeniu nagle przed sobą ujrzałam kolejnego jednorożca patrzącego na mnie przyjaźnie i uśmiechającego się do mnie szeroko ukazującego przy tym swoje dołeczki w policzkach.
Obudziłam się gwałtownie.
-Co to było? O jasna...
Co to miało być? Jednorożec z dołeczkami w policzkach? Przekręciłam się na bok przykrywając się szczelniej śnieżnobiałą pościelą. Ale... przecież ja nie mam śnieżnobiałej pościeli.

░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░


^^
Dziękuje za miłe komentarze pod ostatnim rozdziałem i anonimowi (Yuki Maknae -no wiesz, widzę Cię! xD), który/a dał/a mi pozytywnego "kopa w dupę" i szybciutko dokończyłam ten rozdział :D. Gdyby nie ty to wrzuciłabym tutaj ten rozdział pewnie dopiero za tydzień.
No i mam już ponad 600 wyświetleń! Może to nadal nie jest dużo, ale dla mnie to już coś. ^^ Dziękuję każdej osobie z osobna, która tutaj weszła, nawet jeśli to był przypadek. <3 Mam nadzieję, że będzie was więcej!