środa, 8 lipca 2015

" - I co niby teraz zrobisz?" - ONE SHOT

Pewnego ranka obudziłam się i miałam w głowie oto takie coś ( ͡° ͜ʖ ͡°)  sooł, zapraszam c:

Długość: 2517 słów
Autor: Nyuxo

Uwaga: Nie poprawione! Za wszelkie błędy przepraszam.



░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░


                Ah Alice posiadała wszystko, co sprawiało, że była szczęśliwa. Pracę w cukierni umiejscowionej w centrum Seulu, przytulne mieszkanie, które dzieliła ze swoim chłopakiem Kim Jonginem oraz najlepszego przyjaciela, który przesiadywał w ich mieszkaniu całe dnie- Oh Sehuna.

****
                Dwa lata wcześniej będąc jeszcze studentką była pierwszy raz w cukierni, w której obecnie pracowała, w tym czasie dopiero zaniosła tam potrzebne papiery, aby móc tam pracować, wtedy tylko dorywczo. Gdy już wychodziła z cukierni będąc pochłoniętą rozmyślaniami o pierwszej pracy nie zauważyła osób stojących przed nią i wpadła na nich niezdarnie wypuszczając swoją torbę z rąk. Nie myśląc wiele schyliła się, aby ją pozbierać z ziemi.
                - Oh, przepraszam, zamyśliłam się. Nic panom nie jest? – Pytała spoglądając ukradkiem na chłopców niewiele od niej starszych.
                - Wszystko w porządku, nic nie szkodzi. – Mówił brunet. – Czekaj… - Schylił się do dziewczyny. – Pomogę ci.
                W tym momencie Alice spojrzała na tego chłopaka ponownie. I już nie potrafiła spuścić wzroku. Brunet posyłał jej jeden ze swoich najbardziej czarujących uśmiechów. Po krótkiej chwili dziewczyna trzymała w swoich dłoniach dzięki chłopakowi torbę z całą swoją zawartością.
                - Dziękuję. – Powiedziała w stronę bruneta nieśmiało.
                - Czysta przyjemność. – Stwierdził, posyłając wciąż promienny uśmiech. – Jestem Kim Jongin. – Powiedział bez zastanowienia i wyciągnął w jej stronę dłoń.
                - Oo… Ah Alice. – Odpowiedziała speszona patrząc na niego wielkimi oczyma.
                Chłopak zaproponował, że odprowadzi ją do akademika, a już pół roku później gdy Alice skończyła studia ta dwójka zamieszkała razem.
***

                Od 2 godzin Alice grasowała w kuchni testując jeden ze swoich przepisów, aby wprowadzić go do cukierni. Było to idealne zajęcie na zapełnienie czasu, gdy jej Jongin przebywał cały dzień w pracy. Nie można było zapomnieć o Oh Sehunie, który przysiadywał u nich w domu także dzisiaj, co zupełnie nie przeszkadzało Alice w zajęciu się swoją pasją, lecz Panu Sehunowi może troszeczkę…
                - Alice… - Powiedział przeciągle wchodząc do kuchni, po tym jak przeczytał komiks, który dziewczyna mu dała, aby zająć go na jakiś czas. Bowiem Sehun był jak małe dziecko i ciągle musiał być czymś zajęty inaczej strasznie marudził. – Co robisz? – Spytał podchodząc do niej i opierając podbródek na jej ramieniu.
                - Ciasto czekoladowe. – Powiedziała zadowolona z siebie, na co blondyn zamruczał z aprobatą. – Chcesz spróbować? – Spytała w żarcie obracając się do niego i pokazując mu swoje dłonie całe w płynnej czekoladzie.
                - Mhm. – Odpowiedział cicho i zbliżył do niej obejmując jej twarz w dłonie i składając na jej ustach subtelny pocałunek. Alice spojrzała na niego osłupiała.
                - C-co ty robisz? – Spytała trzęsącym się głosem.
                - Ooh… Dzisiaj dzień całowania, więc pomyślałem… - Zaczął mówić.
                - Ty nie myślisz! – Przerwała mu Alice uderzając go w ramię wciąż brudną od czekolady ręką, brudząc mu błękitną koszulę.
                - Aigoo… - Blondyn zaczął się tylko śmiać i unikać ciosów. Po chwili w jego oczach zabłysło stado radosnych płomyków i dopadł w mgnieniu oka miskę z resztą płynnej czekolady, zanurzając w niej swoje dłonie.
                - Ani się waż Oh Sehun! – Krzyknęła na niego i próbowała go powstrzymać podbiegając do niego i łapiąc go za przedramienia, w próbie odciągniecie jego dłoni od siebie. Niestety, nieskutecznie.
Gdy tylko Alice udało się wyminąć Sehuna uciekała przed nim po całym domu unikając czekoladowych dłoni Sehuna. Chłopak jednak był dużo szybszy i zwinniejszy, błyskawicznie ją dopadł i przygwoździł do ściany, łapiąc ją za nadgarstki.
- I co niby teraz zrobisz? – Spytała go nonszalancko, udając, że niczego się nie obawia. Lecz chłopak patrzył na nią rozbawiony, zastanawiając się nad czymś, aż jego wzrok powędrował na jej usta i tam się zatrzymał.
Sehun wpił się czule w jej usta na kilka sekund, minutę, a może i kilka minut, oboje nie wiedzieli. Nie zauważyli nawet, że ktoś wszedł do mieszkania, dopóki coś z impetem uderzyło o podłogę. Oboje odsunęli się od siebie wystraszeni. Od tego momentu wszystko dla Alice działo się jakby w przyspieszeniu. Jongin stojący w progu z morderczym wyrazem twarzy dobiegł do Sehuna i popchnął go na przeciwną ścianę, złapał go mocno za koszulę i pociągnął do góry. Patrzył na niego z pogardą, zaciskając usta w wąską linię. Alice cały czas widziała jak mięśnie na całym jego ciele napinają się, a on sam aż cały drży. Po dłuższej chwili Jongin bez słowa puścił Sehuna i zrobił kilka kroków w tył, na chwilę się zatrzymał i obrócił w stronę Alice rzucając jej spojrzenie pełne bólu i żalu.
- Jongin… - Powiedziała cicho dziewczyna przez ściśnięte gardło gdy chłopak zaczął kierować się do wyjścia. – Jongin. – Powtórzyła głośniej, podbiegając do niego i łapiąc niepewnie za jego ramię, pojedyncze łzy zaczęły płynąć po jej polikach. Chłopak zacisnął oczy i odepchnął dziewczynę od siebie po czym szybko opuścił mieszkanie, zatrzaskując za sobą drzwi. Alice straciła równowagę i uderzyła boleśnie o ścianę, nie przejmując się bólem zjechała po ścianie i usiadła niezdarnie na podłodze. Jej rozpaczliwy płacz przywołał Sehuna z otępienia. Blondyn podszedł do niej nie wiedząc co zrobić, co powiedzieć… W jednej chwili położył rękę na jej ramieniu w geście otuchy, lecz dziewczyna szybkim ruchem ją strzepnęła. Jednak szybki ruch sprawił, że Alice poczuła przeszywający ból w brzuchu, promieniujący na cała resztę jej ciała i niemal paraliżujący.
- Alice? – Spytał blondyn przerażony. – Alice, co się dzieję? – Wystraszony chłopak długo myślał nad tym co powinien zrobić, aż w końcu powiedział w zasadzie sam do siebie – Dzwonię na pogotowie.

Oboje po kilkunastu minutach znaleźli się w szpitalu, na miejscu Alice przewieziono na szczegółowe badaniu, a Sehun czekał w poczekalni próbując się dodzwonić do Jognina chyba z 50 razy, nieskutecznie, gdyż ten wyłączył telefon.  Po ponad 2h do Sehuna wyszedł lekarz, który mu powiedział co było powodem bólu.
- Panie… - Zaczął lekarz zerkając w swoje papiery.
- Oh Sehun. – Powiedział niepewnie.
- Pana dziewczyna… - Mówił, co Sehun przyjął bez poprawek. – Poroniła.
- Co?! – Blondyn spytał zszokowany. – Jak to poroniła? … Alice była w ciąży? – Pytał niedowierzając.
- Było to bardzo wczesne stadium. – Wyjaśniał lekarz. – Proszę teraz dać pańskiej dziewczynie czas na odpoczynek. Jest wycieńczona fizycznie jak i psychicznie, potrzebuje w najbliższych dniach dużo wsparcia od bliskich.
- Ttak, rozumiem. Dziękuję. – Powiedział chłopak gdy lekarz już odchodził w pośpiechu.
Sehun na drżących nogach doszedł do krzesła i schował twarz w dłoniach, mając w głowie milion myśli, m.in. tą, że może gdyby nie on…. może gdyby nie jego wygłupy… może Alice i Jongin… może wszystko byłoby teraz dobrze, może nawet nadal spodziewaliby się dziecka…

Nazajutrz wcześnie rano Sehun wszedł do pokoju i zobaczył pogrążoną w głębokim śnie Alice, tak niewinną i smutną. Usiadł przy niej i złapał delikatnie jej dłoń, patrząc na nią pełnym czułości wzrokiem. Czuł do niej coś więcej niż do przyjaciółki, zawsze czuł, odkąd pierwszy raz ją zobaczył, wtedy przed cukiernią. Lecz Jongin zawsze był pierwszy w jej oczach i nie miał jej tego za złe, byli idealnie do siebie dopasowani. Zresztą Jongin to jego najlepszy przyjaciel, znali się od pieluchy, a szczęście swojego najlepszego przyjaciela cenił bardziej niż własne.
Po kilku godzinach, gdy Sehun już prawie zaczął zasypiać, poczuł jak ręka Alice zaciska się delikatne na jego dłoni, a jej zaspane oczy.
- Sehun… - Powiedziała ochrypniętym głosem.
- Nic nie mów. – Odparł spokojnie. – Jak wstaniesz, uszykują wypis i pojedziemy do domu.
Dziewczyna przytaknęła mu ledwie widocznie i zacisnęła oczy na wspomnienia rzucające się do jej myśli z dnia wczorajszego, wizja zbolałego Jongina, jak i słowa lekarza mówiącego „poroniła…”. Alice nie miała pojęcia o tym, że jest w ciąży, nie skojarzyła żadnego z sygnałów, spóźniająca się o 2 tygodnie miesiączka, zawroty głowy, ochota na dziwne jedzenie, którego nigdy dotąd nie lubiła… A na myśl o małym chłopcu, bądź dziewczynce wyglądającej jak Jongin, o dziecku, które byłoby ich… ich owocem miłości, pod jej powiekami zaczęły zbierać się łzy. Nie miała w planach tego dziecka, ale teraz tak bardzo go pragnęła, dziecka, które już nie istnieje.

Minął jeden dzień, drugi trzeci… Oboje z Sehunem próbowali bezskutecznie skontaktować się z Jonginem. Dopiero po kilku dniach niepewności Alice pojechała za miasto do rodzinnego domu Jongina, w końcu jak nie jego rodzice to kto ma wiedzieć co się z nim dzieje. Na miejscu spotkała jego matkę, która spojrzała na nią beznamiętnym wzrokiem i powiedziała tak bezemocjonalnie „Jongin? Jongin jest w wojsku”. Alice jakby cały świat w jednej sekundzie zawalił się pod nogami. Myśl o tym, że ten chłopak jest gdzieś daleko stąd, w wojsku, że poszedł tam nie wiedząc co tak właściwie wydarzyło się między nią a Sehunem, nie dając sobie nic wyjaśnić, myśl, że nie zobaczy go przez najbliższe 3 lata…

Mijały tygodnie, miesiące, aż w końcu lata. Alice nadal mieszkała w mieszkaniu, które pierwotnie dzieliła z Jonginem, nadal przyjaźniła się z Sehunem. Między nimi narodził się pewien rodzaj dystansu, długo nie potrafili dojść do normalnych relacji po wydarzeniach minionego dnia i nadal nie są takie jakie by ich oboje zadowalały, jednego dnia Alice mówiła Sehunowi, że chce być sama, a po tygodniu dzwoniła do niego w środku nocy bo boi się ciemności. Często wtedy zasypiali przytuleni razem, aby wcześnie rano Sehun, który zawsze budzi się wcześniej mógł wpatrywać się w idealnie piękną twarz Alice, a następnie musnąć jej czoło ustami, co w efekcie często powodowało, że dziewczyna uroczo marszczyła nos przez sen.

Po trzech latach Alice prowadziła najnormalniejszy dzień w życiu… do czasu. Było już po południu, a jej 1,5 roczna siostrzenica, która została u niej na cały dzień rysowała pastelami po całym stole rozłożonym kartkami, brudziła przy tym niesamowicie siebie jak i Alice. W pewnym momencie usłyszała dzwonek do drzwi i nie myśląc wiele wzięła małą na ręce i pokierowała się do drzwi myśląc, że to pewnie ojciec jej siostrzenicy przyszedł ją zabrać.
- O, Nini, kto tam tak dzwoni? Tatuś? To pewnie tatuś dzwoni, tak? – Mówiła uroczym głosem do małej dziewczynki po drodze.
Otworzyła drzwi jak gdyby nic i została kompletnie sparaliżowana gdy spojrzała przed siebie. Przed nią stał Jongin w całej okazałości i patrzał na nią tak… normalnie. Co prawda nie był taki sam jak go zapamiętała, nieco wyszczuplał na twarzy, miał te krótkie włosy jakie mężczyźni noszą w wojsku, ale to nadal był Jongin… I czy mogłaby nadal powiedzieć „jej” Jongin? Chłopak przed nią patrzał przez krótką chwilę zupełnie normalnie, aż nie zobaczył dziecka, które Alice trzymała na rękach, mógł pomyśleć, że to nie jej dziecko, ale nic innego nie przychodziło mu do głowy, gdy ta mała dziewczyna patrzyła na niego tymi dużymi brązowawymi oczyma, takimi samymi jakie ma Alice. Wtedy wszystkie myśli wjego głowie zaczęły szaleć, od tęsknoty za Alice, po ból po widoku jej w objęciach innego mężczyzny, po niepewność widząc to dziecko i myśląc, że to jej dziecko, która ma z… Sehunem? Nie wiedział kompletnie jak ma o tym myśleć.
- Jongin…. – Powiedziała w końcu dziewczyna, gdy odzyskała kontrolę nad swoim umysłem i ciałem. – Wejdziesz do środka? -  Spytała otwierając mu szerzej drzwi. Jongin bez słowa wszedł spuszczając głowę przed jej wzrokiem podążającym za nim. Chłopak udał się do salonu i nie zważając na bałagan na stole i dookoła niego usiadł na sofie i czekał na Alice konstruując w głowie o czym powinni porozmawiać. Po kilku minutach dziewczyna pojawiła się przed nim.
- Zaniosłam małą do łóżeczka, zrobiła się senna. – Powiedziała i zaśmiała się nerwowo, po czym usiadła na tej samej sofie jednak zachowując dystans między nimi.
- Alice… - Chłopak zaczął mówić. – Długo myślałem nad tym wszystkim i… Jeśli jesteś szczęśliwa z Sehunem to ja to zaakceptuje, wezmę tylko moje rzeczy, które tu zostawiłem i się wyprowadzę, w końcu… macie nawet dziecko, ale…
- Co? Jongin… - Przerwała mu nie wiedząc o co mu chodzi. – Ja… To znaczy, my nie mamy razem dziecka.
- Ale… To.. To nie wasze dziecko? – Spytał zaskoczony. Nie mógł pojąć, że w tym czasie kiedy go nie było Alice mogła sobie znaleźć jeszcze innego mężczyzna, z którym chciała sobie ułożyć życie. Sehuna znał i mu ufał… to znaczy, po części, ale mógł go zaakceptować przy boku Alice, ale innego mężczyznę?...
- Nie, to dziecko mojej siostry. – Powiedziała nie wiedząc o co chodzi.
- Twojej siostry? – Upewnił się. I w tym momencie zrozumiał dlaczego ta mała była tak podobna do Alice… - Więc to nie twoje dziecko, ale… Ty nadal jesteś z Sehunem? – Spytał.
- Nie. – Odparła zaskoczona. – Nie jestem… Nigdy nie byłam z Sehunem.
- Więc… Dlaczego wtedy wy się całowaliście? – Spytał, a to pytanie zadało mu chyba najwięcej bólu, widząc tą scenę nadal przed oczami.
- To… To nic tak właściwie nie znaczyło, to było jednorazowe, wydarzyło się pierwszy raz i ostatni. Wygłupialiśmy się i właściwie… nie wiem czemu to zrobił… - Mówiła i spuściła wzrok widząc w jego oczach jaki ból sprawia mu tamto wydarzenie.
Jongin wstał z sofy z głośnym wciągnięciem powietrza i podszedł do okna i przykładając dłonie do twarzy myśląc nad tym co teraz powinien zrobić. Z tego co mówi Alice, Sehun to dla niej nikt więcej jak przyjaciel, nadal pozostała jakby wierna Jonginowi i nikogo sobie nie znalazła na jego miejsce. Ale… czy nadal go kocha? Czy będzie chciała z nim zostać? Czy on sam jest gotów z nią zostać? Czy będzie potrafił żyć z Alice po obrazie kłębiącym się ciągle w jego głowie, jej i Sehuna w romantycznych objęciach… Z jednej strony tak bardzo za nią tęsknił, a z drugiej strony tak bardzo bał się bycia z Alice… na nowo.
- Jongin… - Powiedziała nagle Alice wstając niepewnie i podchodząc do Jongina stając dwa kroki od niego. – Przez te trzy lata tak wiele myślałam co powinnam ci powiedzieć, gdy w końcu cię zobaczę, ale teraz… Teraz mam kompletną pustkę. – Zaśmiała się nerwowo. – Ale chciałam tylko ci powiedzieć, że gdybym mogła się cofnąć w czasie i zostać tamtego dnia sama w domu to… chciałabym żeby tak było. Ja naprawdę żałuję tego co zaszło wtedy między mną a Sehunem… - Przerwała na chwilę i  spojrzała w stronę chłopaka i widząc, że wyraz jego twarzy się nie zmienia, kontynuowała. – I myślałam jeszcze nad jedną rzeczą, właściwie nie chciałam ci o tym mówić, ale myślę, że powinienem o tym wiedzieć… Ta dziewczynka, która teraz śpi w pokoju obok nie jest moim dzieckiem, ale…. – zawahała się. – Mogłam mieć dziecko, z tobą. – Powiedziała, na co Kai spojrzał na nią pytająco. – Ja… byłam w ciąży, nawet o tym nie wiedziałam, ale… tamtego dnia, kiedy ostatni raz się widzieliśmy ja… poroniłam. – Gdy skończyła mówić spuściła głowę bojąc się jego wzroku i reakcji.
Po chwili jednak poczuła ciepłe ciało chłopaka obok siebie i silne ramiona przyciągające ją do siebie. Alice nie miała ochoty teraz się od niego odsuwać i zastanawiać nad sensem życia, jednak to chłopak pierwszy przerwał tą ciszę.
- Przepraszam… Przepraszam, że wtedy odszedłem bez słowa. Zachowałem się jak tchórz.
- Co? Jongin… - Spojrzała na niego chcąc otworzyć usta i powiedzieć, że to nic, że wszystko w porządku, ale on potrząsnął głową.
- Nigdy więcej tak nie zrobię, nie zostawię Cię, nigdy. – Powiedział stanowczo, czekając na reakcję dziewczyny.
- Jongin… - Alice spojrzała na niego z tymi wielkimi pokładami miłości w oczach i chłopak wiedział, że to jest to co powinien teraz zrobić. Bez zbędnych słów zmniejszył odległość między nimi i pocałował ją tak jakby od tego pocałunku miało zależeć jego życie, wkładając w ten pocałunek całą tęsknotę, wszystkie uczucia, ogromną miłość jaką darzył tą dziewczynę.
.
.
.
.
.
.
. A potem były seksy ( ͡° ͜ʖ ͡°) 


░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░


sobota, 18 października 2014

Red Orchid: Part 9

Tytuł: Red Orchid
Autor: Nyuxo
Rozdział: 9-?
Długość: 1894
Paringi: Sulli&Lay, Sulli&Amber(częściowo), SeKai, BaekYeol, SuSoo, Victoria&Kris, Krystal&Luhan, Luna&Tao, EunHae(w poprzednim rozdziale), 2min, JongKey. [matka ich więcej nie miała '---']
Rodzaj: fluff, angst, romantic, komedia etc.
Uwagi: Wszystkie powtórzenia są celowe. Myśli bohaterki są zapisane kursywą. Rozdział nie betowany.



░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░


- A-amber? - Może od tego zdezorientowania, zimna, albo zbyt dużej dawki świeżego powietrza zaczęłam miewać halucynacje? Nawet, jeśli nimi były, nie miałam zamiaru szczypać się po rękach albo przecierać oczu żeby upewnić się, że to, co widzę jest prawdziwe. Chciałam widzieć tę postać przede mną tak długo, aż będę miała w sobie wystarczająco dużo siły. Ale gdzie jest granica mojej siły, kiedy właśnie rozpłakałam się jak małe dziecko? Podbiegłam do niej i wtuliłam się w nią jak dziecko, które zgubiło się w wielkim centrum handlowym pełnym ludzi, którzy w ogóle nie zwracają na ciebie uwagi i właśnie znalazło swoją mamę. Nie chciałam jej już puszczać. Nie myślałam nad tym czy to, co robię jest właściwe. Co pomyśli sobie o mnie Amber? Miałam nadzieję, że nigdy więcej ode mnie nie ucieknie. Nie widziałam jej zaledwie dwa dni. Najgorsze dwa dni odkąd poznałam tą blondwłosą niezrównoważoną dziewczynę, której nie jestem obojętna. To wiedziałam na pewno.  Najgorzej czułam się z tym, że nie wiedziałam, co z tym zrobić, ale w tej chwili nie chciałam sobie tym zaprzątać głowy.
- Jak? C-co ty tutaj robisz? Dlaczego się za mną skradałaś? Skąd... - Na moje usta cisnęły się setki pytań, które zaczęłam zadawać sekundę po tym jak zdołałam się odsunąć na parę minimetrów od dziewczyny.
- Lay. - Powiedziała z delikatnym uśmiechem na twarzy.
- Hę? - Wymamrotałam zbita z tropu. - Co Lay? - Spytałam.
- Kazał mi cię znaleźć.
- On? Niby, czemu? Gdzie go w ogóle spotkałaś? - Pytałam zawzięcie.
- Z lekkim poślizgiem dojechałam do domku Suho. Było to z 2 minuty po tym jak wybiegłaś stamtąd, nie do końca wiem jeszcze czemu... Ale wszyscy tam byli strasznie przejęci, a najbardziej Lay... Nie wiem czy powinnam wtedy go zacząć pocieszać czy może przywalić w ryj, bo jak się później okazało to twoja ucieczka była głównie jego zasługą. Chociaż... - Zastanowiła się chwilę. - Kai wtedy też nie wyglądał za dobrze. Eh... Ale! Jak już ten Yixing zauważył, że ja tam weszłam i stoję tam oczekując wyjaśnień to dopadł mnie jak wygłodniały lew i prosił, a w ręcz błagał, żebym poszła do tego lasu i cię znalazła. Twierdził, że tylko ja znam cię na tyle dobrze żeby cię tu znaleźć. Przecież to jakiś absurd! Tutaj wszystko wygląda tam samo! I co? Mam cię po zapachu znaleźć?! On jest naprawdę strasznie głupi... - Stwierdziła. - No, ale znalazłam cię. Nie wiem, jakim cudem, ale udało mi się. - Powiedziała dumna z siebie.
Stałam jak słup soli i patrzyłam na nią zdumiona. Nie wyglądała na kogoś, kto przejmowałby się tym, co wydarzyło się dwa dni temu. Może tu jest rzeczywiście zbyt ciemno... Ale to, co właśnie powiedziała nie mogło być kłamstwem. Lay. Martwi się o mnie. On był zrozpaczony. Błagał Amber żeby mnie znalazła.  Może znowu udawał? - Nasunęło mi się na myśl. Bynajmniej... Musiało to wyglądać komicznie.
-Więc.. Znasz drogę powrotną do domu, tak?  - Spytałam z wielką nadzieję w oczach.
- No... Powiedzmy. – Powiedziała roześmiana i zaczęła prowadzić w podobno dobrym kierunku.

*


Wchodząc do willi targało mną zmieszanie… Z jednej strony miałam ochotę znowu uciec do tego cholernego lasu i schować za największym drzewem, konfrontacja z Lay’em mnie przeraża. Nie mam pojęcia czego mogę się po nim spodziewać. Pozostanie w swojej masce bezinteresownego dupka czy przedstawi mi stronę którą tak rzadko widuję- zatroskanego i czułego Laya? Gdyby nie to, że u mojego boku teraz kroczy Amber pewnie stanęłabym gdzieś z dala od wejścia opracowując jak wejść przez okno, najlepiej to na piętrze prowadzące do mojej sypialni… Dlaczego ten człowiek zbudza we mnie tak skrajne emocje?! Z jednej strony go nienawidzę, a z drugiej… czy słusznie mogłabym powiedzieć, że go kocham? Być może to tylko zauroczenie…
Weszłyśmy przez tarasowe drzwi prowadzące do lasu i ku mojemu zdziwieniu powiało pustką… Myślałam, że wszyscy się na mnie rzucą i będą chwalić pana za to, że oddał im mnie całą i chyba zdrową. Nie to żebym była zawiedziona! Ulżyło mi, zdecydowanie. Spojrzałam na Amber, która przez całą drogę była niezwykle mało rozmowna, spytała tylko jak się czuje i czy wszystko u mnie w porządku, mimo, iż doskonale wiedziała, że wszystko stało się niewyobrażalnie skomplikowane odpowiedziałam krótkim –dobrze.
- Amber… - Zagadnęłam ją nie mogąc znieść tej ciszy i skrępowania między nami.
- Jin-Ri, jesteś na mnie zła? – A więc to ona pierwsza odważyła się poruszyć ten temat. – Za to co zrobiłam… Ja nie wiem o czym myślałam. To niedorzeczne, ale… - Ukryła twarz w dłoniach.
- Nie jestem zła. Nie potrafiłabym. Wszystko jest w porządku. – Mam przynajmniej taką nadzieję i o ile to jest w ogóle możliwe. Sięgnęłam do jej dłoni odsłaniając jej wzrok i uśmiechając się do mniej.
- Długo o tym myślałam kiedy się nie widziałyśmy i doszłam do wniosku, że to co czuję nie powinno stać na przeszkodzie do naszej przyjaźni. Przez ostatnie dni zrozumiałam, że nie jesteś w stanie odwzajemniać moich uczuć. To znaczy… Yixing, on, on chyba jest dla ciebie właściwszy. - Przerwało patrząc na mnie wyczekująco. Patrzałam na nią z czułością, ale jednak przyjacielską i słowa ugrzęzły mi w gardle. To takie niecodzienne!
- Nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym cię kochać w ten sposób. – Po jej wzroku, widzę, że zaskoczyłam ją tym wyznaniem. – Wszystko wtedy byłoby dużo prostsze. Paradoksalnie. Byłybyśmy jak Jongin i Sehun, albo Baekhyun i Yeol. Widziałaś jacy oni są szczęśliwi? Ohh, Amber! – Rzuciłam się na nią w uścisku.
Jak dużo mogła ona wycierpieć w ostatnim czasie widząc mnie wiecznie zalataną za Yixingiem? Gdybym była wierząca pewnie dziękowałabym Bogu za tak wspaniałą przyjaciółkę. A teraz? Co mi z tego pozostaje skoro Yixing wyraźnie pokazuje, że jestem tylko zabawką w jego dłoniach.
- Sulli, nie myśl tyle. – Przerwała mi moje zamartwianie się. – Powinnaś iść już spać, wystarczająco długo dzisiaj byłaś na nogach. – Popatrzyła na mnie z troską. – A ja zadzwonię do wszystkich powiedzieć im, że już się znalazłaś.
- To gdzie oni są? – Spytałam oszołomiona.
- W lesie. Szukają cię.
- CO?! Jak długo?
- Ja wiem, od jakiś 3 godzin. – Wzruszyła ramionami, od tak po prostu.

*

Szczelnie otulona kołdrą wpatrywałam się ślepo w ciemność za oknem i starałam się rozgryźć wielką zagadkę Zhang Yixinga. Jedyne co mi przychodziło do głowy to to, że jest znudzony życiem i w wolnych chwilach lubi się bawić moimi emocjami… Ale przecież to takie głupie! Nie rozumiem po co miałby to robić. Czy jest aż tak dobrym aktorem? Przecież sam mówił, że nie udawał. To wszystko samo siebie zaprzecza. Nie potrafiłby mi tego zrobić. Wiem to… W głębi duszy jest dobrym człowiekiem. W końcu jak bardzo mógłby się różnić od swojej siostry, która jej aniołem chodzącym po Ziemi. W tym samym momencie moją burzę mózgów przerwały hałasy roznoszące się po całym domu. Musieli już wrócić- pomyślałam. Kim ja dla nich jestem żeby tak się o mnie martwili? Kto normalny wychodzi w nocy do lasu w poszukiwaniach jakiejś niespełna rozumu dziewczyny? Przecież oni nic o mnie nie wiedzą! Ehh, Sulli. Ty naprawdę zbyt dużo myślisz.
Zasnęłam…
- Gdyby życie miało smak, jakim by ono było? – Spytał wpatrując się w moją niezrównoważoną psychicznie twarz.
- Pewnie cholernie gorzkie. – Odpowiedziałam z niesmakiem.
- Jesteś tego pewna? – Dopytywał.
- No, tak. A niby jakie by miało być twoim zdaniem?
- Słodko-kwaśne. – Spojrzałam na niego pytająco. Co to miała być za gra z jego strony?! Postradał już wszystkie zmysły…
- Moje życie jest słodkie, ponieważ ty w nim jesteś. Jest też kwaśne, ponieważ mnie odrzucasz… - Mówił, podchodząc do mnie i wyciągając ręce jakby chciał mnie złapać, a nie mógł.
- Przez ciebie nie czuję już nic oprócz goryczy. – Rozpłakałam się na nowo upadając na podłogę. A mój Yixing znowu zniknął…
Obudziłam się cała zlana potem. Było jeszcze ciemno, środek nocy, ale za drzwiami mojego pokoju toczyła się głośna kłótnia.
- Jak długo miałaś zamiar to ukrywać?! Myślałaś, że takie życie można ciągnąć w nieskończoność?! Nie wieżę, że jej o tym nie powiedziałaś…– Słyszałam rozhisteryzowaną Victorię.
- Myślisz, że mogłam? To nie jest takie proste! Zresztą… Teraz to już nie ważne. On wie już o wszystkim… - Mówiła Amber, a jej słowa były zupełnie dla mnie niezrozumiałe.
- Wiesz, że muszę jej o tym powiedzieć… A ona jak nie teraz to dowie się o tym jutro i jak niby zareaguje?!
- Victoria, uspokój się… Da sobie z nim rade. Po za tym, ma twojego brata.
- Racja. Ma Laya, ale jeśli on tego nie zaakceptuje?
- Nie jest w stanie jej sobie odpuścić… Chodź stąd. - Po chwili obie zeszły na dół.
Zasnęłam ponownie…
Biegłam przed siebie przepychając się między ludźmi. Miałam w głowie myśl, żeby wpaść w jego ramiona i rozpłakać się na dobre. Z tyłu moich myśli widziałam jeszcze zawiedzioną twarz Minho, który mówił mi żebym nigdy tam nie wracała, jednak jego ludzie już nigdy nie dadzą mi o nim zapomnieć. Mogłam uciekać, ale oni i tak mnie znajdą. Jego wredny śmiech doprowadzał mnie na nowo, i na nowo do płaczu. Gdybym tylko mogła znaleźć Yixinga. Widzę go, ale znowu się oddala. Jeszcze trochę… Ale znowu mi umyka. Gdy tylko wyciągam do niego dłoń on odchodzi, a świat znowu zaczyna mi się rozpływać…

*

Gdy wstałam pierwszą moją myślą było żeby pójść na strych i znaleźć moje stare zdjęcie z Jonginem. Sama do końca nie wiedziałam po co było mi potrzebne, po prostu czułam, że chcę je zobaczyć…
Pobiegłam po schodach na strych, zatrzasnęłam za sobą drzwi i zaczęłam przeglądać pudła w poszukiwaniu starych zdjęć… Po 10 minutach ze sterty zdjęć wygrzebałam je, ale w mojej pamięci pozostał obraz mnie i Jongina śmiejących się do siebie, jednak tam nie było Jongina był ktoś inny… Yixing… 10-letni Yixing. I choćbym nie wiem jak przegrzebywała mój umysł, nie potrafiłam przypomnieć sobie tamtego momentu z udziałem Yixinga. Gdy pierwszy raz rok temu zobaczyłam to zdjęcie byłam pewna, że to jedna z setek fotografii z Jonginem, po prostu dziwnie wyszedł…
Przeglądałam też inne zdjęcia, większość z nich widziałam po raz pierwszy i na wielu z nich byłam ja i Yixing. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie to, że nie pamiętałam ani jednej sceny z tych zdjęć. Jak mogłam to wytłumaczyć? Nie potrafiłam...
Za moimi plecami otworzyły się drzwi i ktoś cichutko wtargnął do pomieszczenia. Ja nadal kucałam nad zdjęciami i trzymałam kilka fotografii w drżących dłoniach, z nieobecnym wzrokiem wlepionym w równoległą ścianę.
- Sulli. – Usłyszałam aksamitny głos Yixinga. – Zejdź na dół.
- Widziałeś te zdjęcia? – Spytałam nie zwracając uwagi na jego prośbę.
- Kiedyś… Dawno temu.
- Myślisz, że to normalne nie pamiętać kiedy były zrobione? – Wstałam i powoli się do niego obróciłam. Był niezwykle smutny.
- To się zdarza. Nie myśl o tym. – Mówił tak jakby chciał mnie uspokoić.
- Czemu śnisz mi się co noc Yixing? – Spojrzałam mu w oczy beznamiętnie.
- Huh?
- Prawie co noc mam ochotę do ciebie podbiec i rzucić ci się w ramiona. – Zaśmiałam się sztucznie. – To strasznie abstrakcyjne.
Nic mi nie odpowiedział. Nawet nie próbował. Podszedł do mnie szybko i zamknął w stalowym uścisku. Rozpłakałam się. Znowu. Sulli ty ciepła klucho!! Zaczął mną kołysać jak małym dzieckiem . Strasznie frustrujące, jednak muszę przyznać, że uspokajające…. Uparłam czoło o jego ramię i objęłam delikatnie. Po paru minutach Yixing odsunął się ode mnie i spojrzał badawczo. Już otwierałam usta żeby coś mu powiedzieć, ale potrząsnął głową abym tego nie robiła. Objął moją twarz w dłonie i wpił się w moje usta namiętnie. Nie odmawiałam mu. Cholera, chciałam tego. Łaknęłam jego bliskości jak nigdy wcześniej. A on mi na to pozwalał...

░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░



Dzień dobry :> Przepraszam za zwłokę <3 wiem, że jestem okropną blogerką... Pewnie wielu z was już zrezygnowało z czekania na ten rozdział, a przynajmniej tak mi sie wydawało... Jednak pytania o to opowiadanie pojawiają się regularnie i to od ciągle innych osób... Zaskakujecie mnie :O ale jednocześnie kocham Was za to <3 gdyby nie wasze pytania ten rozdział mógłby się pojawić za pół roku, rok, albo cholera wie jedna kiedy ;-; Mam nadzieję, że ten rozdział Was nie zawiódł i na kolejne będziecie wyczekiwać równie zawzięcie ^^ 
Pozdrawiam ~~
I zapraszam na mój drugi blog... *klik*


środa, 3 września 2014

Newsy

Annyeong 

Dzisiaj niestety nie powracam z nowym rozdziałem ani Red Orchid ani Tobenai Cho, ale mam nadzieję, że zachęcę was do czytania nowego opowiadania, które zaczęłam pisać parę dni temu z przyjaciółką, mam nadzieję, że komuś ono się spodoba ^^


(kliknijcie na obrazek, aby przejść do pierwszego rozdziału)



Trzymajcie za mnie kciuki, abym powróciła niedługo z nowym rozdziałem i na tym blogu! ^^

czwartek, 13 marca 2014

Red Orchid: Part 8

Tytuł: Red Orchid
Autor: Nyuxoxo
Rozdział: 8-?
Długość: 1904 
Paring: no przecież wiadomo xD
Rodzaj: fluff, angst, romantic, komedia etc.
Beta: Paośka W. (Dziękuję Ci <3) <- Polecam bloga tej Pani bo jest genialny ^^

Uwagi: Wszystkie powtórzenia są celowe. Tak, tak ta pod spodem to nowy bohater :D.


Yura

░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░


-Mmmm, Lay, nie wstawaj... Lay... Jeszcze jest wcześnie...- mruczałam, obracając się na drugi bok w moim tymczasowym łóżku i wystawiając stopę spod kołdry. Poczułam przeszywający podmuch zimna i pewna, że Amber znowu otworzyła mi okno w pokoju- powoli otworzyłam zaspane oczy.
Gdzie ja jestem? Co ja tutaj robię?- zaskoczona nieznanym mi otoczeniem wyskoczyłam z łóżka jak oparzona i przybrałam pozycję obronną, jakby za chwilę spod łóżka miał wyskoczyć jakiś złodziej-gwałciciel-morderca. Przypominając sobie powoli pomysł wyjazdu odetchnęłam z ulgą i ze spokojem rozejrzałam się po pokoju. Na szafce nocnej zauważyłam bransoletkę z brązowych rzemyków i kilku czarnych koralików, na jednym z nich była wyryta literka S. Wzięłam to cudo w dłonie i przyjrzałam się jej dokładnie.
Czy to nie jest bransoletka Laya? Ale co ona tutaj robi?- myślałam, gdy nagle do mojej głowy zaczęły napływać obrazy z wczorajszego dnia: urodziny Krisa, Lay obejmujący mnie w pasie, odgarniający delikatnie niesforne kosmyki moich włosów opadających na oczy, całujący czule w czoło, aż w końcu przyciągający mnie do siebie w łóżku. To musiał być sen... Tak, to na pewno był sen! Piękny, cudowny i upajający, ale jednak sen.
Ubrałam się w świeże ubrania i zeszłam powoli na dół. Przez chwilę miałam wrażenie, że jestem sama w tym wielkim domu, ale usłyszałam odgłosy krzątaniny w kuchni. Stanęłam niezdarnie w progu pomieszczenia i pomachałam Kyungsoo- chłopakowi Suho. Jakoś po oswojeniu się z myślą, że mój brat i jego najlepszy przyjaciel to geje, lepiej znoszę nowiny o tym, że moi znajomi są homoseksualistami.
-Cześć.- chłopak uśmiechnął się do mnie szeroko i powrócił do wcześniejszego zaparzania herbaty.
-Wiesz może gdzie są inni?- zapytałam pozornie obojętnie, lecz tylko czekałam aż Kyungsoo wymówi imię Lay'a.
-Hmm... Z tego co wiem, to Suho jest w swojej sypialni, Victoria, Kris, Luna i Tao kręcą się gdzieś nad jeziorem, Bekon i Yeol majstrują coś na strychu, a Kai, Sehun, Luhan i Krystal pojechali do sklepu. Reszty chyba nie widziałem.
-Yhm...- opuściłam głowę zrezygnowana i miałam już zamiar wyjść z kuchni, gdy chłopak ponownie zabrał głos.
-Oh! A Lay...
-Tak?
-Lay chyba jest w garażu z jakąś...
-Dzięki!- krzyknęłam zadowolona i pognałam we wcześniej wspomniane miejsce, nie czekając nawet na to, co dalej chciał powiedzieć mój przyjaciel.
Stanęłam nieopodal garażu, aby uspokoić oddech i rozszalałe myśli. Oprócz śpiewu ptaków i dźwięku przejeżdżających samochodów usłyszałam stłumione głosy rozmawiających ze sobą osób. A tak właściwie to na początku tylko radosny głos Laya i już miałam ochotę ruszyć dalej, lecz po chwili do moich uszu dotarł też głos kobiety. Nie znałam tego głosu... Mój Lay był z jakąś obcą babą? Oj, lepiej dla niego, żeby okazało się, że to jakaś jego zaginiona siostra czy kuzynka...
Błyskawicznie weszłam do garażu, starając się zamaskować jakoś mój bojowy humor, ale chyba niezbyt mi to wychodziło. Oczy rozmawiającej pary skierowały się na mnie.
-Ooo... Ty jesteś dziewczyną Laya?- spytała blondynka. Poczułam się jak w siódmym niebie. Czyżby Lay jej coś o mnie mówił? Czy dla niego ja jestem...
-Sulli nie jest moją dziewczyną. Ona nawet nie jest w moim typie.- bezceremonialnie oznajmił Lay, uśmiechając się do blondynki i wrócił wzrokiem do ekranu laptopa, który trzymała na kolanach owa dziewczyna. Czułam się jakby ktoś chlusnął we mnie kubłem zimnej wody. A więc to, co się między nami działo, nic dla niego nie znaczyło? Tak po prostu się mną zabawił?
-J-ja... tylko chciałam ci coś oddać.- wyjęłam z kieszeni bransoletkę i wyciągnęłam rękę w stronę Lay'a. -To twoje, prawda?
-Jak mogłabyś zapomnieć.- powiedział rozbawiony i odebrał ją ode mnie.
-To ja już pójdę.- spuściłam głowę i wycofałam się z garażu, po cichu licząc, że chłopak jeszcze mnie zatrzyma. Jednak on nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Dlaczego nagle zrobiło mi się tak niewyobrażalnie przykro? Przecież wiedziałam, że to wszystko jest zbyt piękne, by było prawdziwe. Jaka ja byłam głupia...
Wchodząc do swojego pokoju czułam, że do oczu napływają mi łzy, powoli ściekając po policzkach, by dać wreszcie ujście kumulującym się od kilku dni emocjom. Gdzie teraz była Amber? Tak bardzo jej w tej chwili potrzebowałam...
Położyłam się na łóżku, założyłam słuchawki i włączyłam sobie playlistę najsmutniejszych piosenek, które kiedykolwiek słyszałam. To paradoks w takich momentach robić sobie coś takiego, prawda? Powinnam wybrać najbardziej skoczne i najweselsze piosenki jakie znam, ale nie miałam na to siły.
Co ze mną było nie tak? Łzy dalej płynęły, a ja nawet nie wiedziałam, kiedy zasnęłam.


*

Zegar wskazywał właśnie szesnastą. Spałam więc cholernie długo, a nie czułam się ani trochę lepiej.
No, ile ja dzisiaj rzeczy zrobiłam… Całe mnóstwo.- pomyślałam z nutką ironii. Spojrzałam na telefon i poczułam się jeszcze gorzej- zero jakichkolwiek wiadomości, zero nieodebranych połączeń... No po prostu cudownie, już nikt się mną nie interesował. No bo po co?
Byłam wściekła na cały świat, nawet na moje włosy. Czy każdy z nich musiał sterczeć w inną stronę? Chyba najwyższy czas je w końcu skrócić.
Zeszłam na dół i ku mojemu zdziwieniu- salon pękał w szwach. Kyungsoo proponował wszystkim swoje przekąski, a Victoria opowiadała o czymś Krisowi, na co on ledwo przytomnie cały czas potakiwał. Tao zasnął na kolanach Luny, Krystal karmiła Luhana ciastkami, z kolei Baekhyun, Chanyeol, Sehun i Kai oglądali z przejęciem jakiś film. I Lay… On wymieniał ze znienawidzoną przeze mnie blondynką poglądy na jakiś bardzo ciekawy temat. A wszystko to działo się w tym samym czasie... Zero empatii wśród przyjaciół.
Och, i halo, czy tylko ja zauważyłam, że wszyscy dobrali się tu w pary i tylko ja jestem sama?
Nie ukrywając swojego przygnębienia, wpakowałam tyłek na niewielką przestrzeń między Kai'em a Chanyeol'em, którzy nie ukrywali swojego oburzenia moim zachowaniem. Chociaż powinni mi dziękować. Przecież mogli dzięki mnie zbliżyć się do swoich partnerów, prawda?
-Co oglądacie?- spytałam po długiej chwili milczenia. Miałam wrażenie, jakby przeze mnie atmosfera w tym pokoju zrobiła się strasznie napięta.
-,,Tokyo Drift”.- powiedział szybko Yeol i uciszył mnie ręką, nawet na mnie nie patrząc. Tak, pewnie. Uciszajcie mnie, olewajcie i wszyscy traktujcie jak powietrze. Bo co ja tam mogę wiedzieć?
-Stop!- krzyknął w pewnym momencie Baekhyun i poderwał się z kanapy. -Natura wzywa.
-Idziesz łowić ryby?- zapytał Chanyeol z najgłupszym wyrazem twarzy, na jaki było go stać.
-Tak, pewnie, geniuszu! W sedesie...- chłopak popatrzył na niego z politowaniem i ruszył w stronę łazienki.
-Sulli?- mruknął do mnie Kai. O, nagle sobie przypomniał o moim istnieniu?
-Hmm? - spojrzałam na niego, ale moja mina jasno mówiła „daj mi teraz spokój”.
-Zrób mi herbatę.- poprosił i oparł głowę o ramię Sehuna.
-Yah! Co ty sobie, do cholery jasnej, wyobrażasz?!- krzyknęłam i wstałam, nieświadomie przelewając całą swoją złość na Kai'a. -Myślisz, że całe życie będziesz się mną wysługiwał?! Oj nie, koniec z tym, Kim Jonginie! Rusz tyłek i sam sobie zrób tą pieprzoną herbatę!
-No idę, przecież idę...- wstał szybko z kanapy, jakby próbował umknąć przed moim wzrokiem. Chyba się biedny wystraszył, że dojdzie do rękoczynów...
-Zrób mi też, Kai.- powiedział nagle Lay.- I Yurze również.- uśmiechnął się do blondwłosej dziewczyny najsłodszym uśmiechem, jaki miałam okazję u niego widzieć. Do mnie się tak nie uśmiechał...
-Sam sobie zrób! -Naskoczyłam na niego. Herbatka dla niego i Yury? Tak poza tym, to co to było za imię? Jak dla jakiegoś zwierzaka.- Tak ciężko jest się ruszyć?! Co ty sobie wyobrażasz?! Myślisz, że wolno ci tak wykorzystywać innych?! Cały czas to robisz! Mnie też wykorzystałeś i pora z tym skończyć!- w tym momencie rzuciłam w jego stronę trzymanym w ręce telefonem. Niestety rozbił się na ścianie tuż nad jego głową. Cholerny brak celności...- Traktujesz mnie jak zabawkę! Wczorajszy dzień nic dla ciebie nie znaczył!
Nikt nie spodziewał się po mnie takiego wybuchu złości. Zresztą, nawet ja sama nie wiedziałam, że tak potrafię. Ogarnęła mnie taka bezsilność, że do oczu na nowo napłynęły mi łzy. A wszyscy się na mnie tak zwyczajnie patrzyli...
Wybiegłam stamtąd, nie zważając na wołania Luny i Victorii. Chciałam pobyć sama. Powinnam. Nie mogłam przecież wyżywać się na osobach, które na to nie zasługują, tak jak to zrobiłam w przypadku Kai'a. Wszystko i wszyscy mnie teraz drażnili, a tak nie da się funkcjonować w społeczeństwie.
Przedzierałam się między drzewami w poszukiwaniu miejsca, gdzie nikt mnie nie znajdzie. Nie zauważyłam nawet, że przez to coraz bardziej oddalam się od domu. Na dodatek powoli zaczynałam żałować, że wybiegłam z pokoju ubrana tylko w cienką bluzę i leginsy. Nawet wysokie trampki nic tu nie dawały. Przyznaję, to był głupi pomysł, pomijając już zupełnie to, że na dworze było zaledwie 15 stopni i z minuty na minutę robiło się coraz chłodniej. Ale to był impuls, tak? Nie myślałam w tamtej chwili o niczym innym poza ucieczką. No, ale od razu chyba nie zamarznę, prawda? Może to nawet dobrze mi zrobi, pozwoli ochłonąć nie tylko ciału, ale i duszy.
Znalazłam w końcu całkiem przyjaźnie prezentujące się miejsce: pod masywnym drzewem, idealne, by na chwilę usiąść i pomyśleć. Już chciałam sprawdzić, która jest godzina albo podłączyć trzymane w kieszeni bluzy słuchawki do telefonu, ale oczywiście musiałam się go skutecznie pozbyć, rzucając nim w Lay'a… I dlaczego przynajmniej nie trafiłam?
Wpatrywałam się w przesuwające się na niebie chmury, wdychając świeże powietrze i wsłuchując się w szum drzew i śpiew ptaków. To potrafiło być naprawdę relaksujące. Czas, jak na nic nie robienie, zleciał mi niesamowicie szybko i nim się obejrzałam- już zapadał zmrok. Uznałam, że powinnam wracać, lecz nie bardzo wiedziałam gdzie mam iść. Zgubiłam się i to było przerażające. Umrę tutaj tragicznie i nikt mnie nie znajdzie, a dzikie zwierzęta zaopiekują się moimi zwłokami… Jakaż ja jestem bezmyślna...
Postanowiłam się przynajmniej tak łatwo nie poddawać i zaczęłam szukać jakiejś drogi. Byłam przerażona, a ciemność, która zapanowała dookoła mnie jakoś mnie nie uspokajała. Aż dziw, że jeszcze widziałam gdzie są drzewa i sprawnie je omijałam.
Po długim czasie w końcu znalazłam jakąś drużkę, która po ciemku nie wyglądała ani trochę znajomo. No cóż, może jeśli nie prowadzi do domu, to chociaż do głównej drogi, a stamtąd już chyba gdzieś dotrę. Nie mam pojęcia ile czasu już tak szłam,ale  miałam wrażenie, że chodzę w kółko i nie prowadzi ona nigdzie. Przy okazji zrobiło mi się już naprawdę zimno, a nogi coraz bardziej mnie bolały od długiego i intensywnego marszu. Najgorsze było jednak to, iż miałam wrażenie, że nie jestem w tym lesie sama i ktoś kręci się między drzewami niedaleko mnie. W tych ciemnościach nie miałam niestety szans dostrzec niczego, ale czułam, że ktoś się we mnie wpatruje.
Przeklinałam w myślach moje głupie pomysły. Nie dość, że byłam zmarznięta, wycieńczona i głodna, to jeszcze jakiś zboczeniec mnie zgwałci i zabije. Nie o takiej śmierci marzyłam… W sumie tak sobie myślę: czy o śmierci da się marzyć?
Poddałam się. Stanęłam w miejscu, nie miałam już sił, by iść dalej.
  -Halo?– zaczęłam cicho i niepewnie.- Halo! Czy jest tu ktoś?- spytałam już wyraźniej.
W odpowiedzi usłyszałam tylko szum wiatru. Nie widziałam kompletnie nic, ale mogłam przysiąc, że uczucie bycia obserwowaną tylko wzmogło na sile.
-Halo! Czy jest tu ktoś?- ponowiłam swoje pytanie, coraz bardziej się bojąc. Nie spodziewałam się, że ktoś czy coś tym razem mi odpowie, ale nie wiedziałam też, czy powinnam nadal tak bezczynnie stać. Po chwili ku mojemu ogromnemu zdziwieni między drzewami coś zaczęło się poruszać i coraz bardziej zbliżać do mnie. Moje serce momentalnie zaczęło szybciej bić, a zastrzyk adrenaliny był tak silny, że zakręciło mi się w głowie. Ale nie przestałam się bać.
Wpatrywałam się w poruszającą się postać, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Ten ktoś lub coś był coraz bliżej. I gdy dostrzegłam jej twarz, wszystkie obawy zniknęły. Postać wpatrywała się we mnie z zatroskaniem i czułością przemieszaną z strachem.
-A...Amber?

░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░



Przepraszam, że tak krótko, ale blog definitywnie domagał się czegoś nowego!
Po pierwsze: Bardzo, bardzo, ale to naprawdę bardzo bardzo dziękuję mojej becie, jesteś wspaniała znajdując czas jeszcze na takie rzeczy. <3
Po drugie: Eeeesu, to dopiero pierwszy post w tym roku ;O Powinnam wam składać życzenia na udany Nowy Rok? XD Przecież to już marzec... Sama nie wiem co się ze mną dzieje >.< Dzień jest stanowczo za krótki.
Po trzecie: Ktoś zauważył, że trochę zmieniłam wygląd bloga? XD nieważne...
+Witam nowych obserwatorów <3
PS. Kiedy tu się zebrało tyle wejść? ;O Dziękuję <3



sobota, 28 grudnia 2013

Red Orchid: Part 7

Tytuł: Red Orchid
Autor: Nyuxoxo
Rozdział: 7-?
Długość: 3213
Paring: niespodzianka.
Rodzaj: fluff, angst, romantic, komedia etc.
Uwagi: Wszystkie powtórzenia są celowe.Tylko dla czytelników o mocnych nerwach. :3



░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░

-Amber... -Oderwałam się od niej i spojrzałam niespokojnie. Moje oczy powoli zakrywały się łzami. Ale Amber ponownie mnie pocałowała tym razem czulej i zachłanniej. Mój umysł na chwilę przestał pracować. Co ja mam robić? Dlaczego to się w ogóle dzieje?! Mi to się chyba śni... Amber po chwili przestała i wyszła szybko z pomieszczenia zostawiając mnie stojącą jak słup. Wryty z ziemie słup. Cholerny słup! Nie potrafiłam już powstrzymywać moich łez. Nie wiedziałam kompletnie, o co chodzi, co się dzieje, co mam teraz zrobić. Czekałam tylko aż ktoś mnie obudzi...
-Sulli... -Usłyszałam głos Baekiego. Nie miałam nawet sił się obrócić i na niego spojrzeć. Cały czas wpatrywałam się tępo w okno. 
W końcu do mnie do mnie podszedł i posadził na kanapę. Patrzał na mnie chwilę i przytulił mocno do siebie, a ja rozryczałam się jeszcze bardziej, mocząc mu przy tym, co najmniej pół koszulki.
Nie wiem już ile tak siedziałam. Pół godziny? Godzinę? Mój szloch w końcu przerwał Chanyeol.
-Baeki! Wróciłem! -Krzyknął trzaskając drzwiami. -Patrz, kogo spotkałem po drodze! -Upuścił coś wchodząc do salonu robiąc przy tym taki hałas, że postanowiłam rozejrzeć się dookoła. -Sulli, co się stało? -Spojrzał na mnie jeszcze większymi oczyma niż ma normalnie.
-Ja... -Co się właściwie stało? Spojrzałam na niego i osobę wchodzącą tuż za nim. O tym bym nigdy nie pomyślała. Lay? Co on tu robi? -Pójdę na chwilę do łazienki. -Spuściłam głowę i poszłam szybko. Przemyłam twarz zimną wodą i zerknęłam w lustro.
-Tylko spokojnie... -Westchnęłam ciężko. Usłyszałam pukanie do drzwi.
-Sulli! Wszystko w porządku? -Usłyszałam głos Chanyeola.
-Tak! Tak. Już wychodzę. -Ehh...  Wyszłam niechętnie z łazienki i spojrzałam na Laya. Wyglądał jakby nic nie wiedział, nic nie słyszał i ogólnie jakby nic go nie obchodziło. Tak najlepiej kurde! 
-Channie... -Zaczęłam.
-Huh? -Spojrzał zaskoczony.
-Zrobisz mi swoją czekoladową niespodziankę? -Spojrzałam na niego smutno, jakby wszystko, co najgorsze przytrafiło się MI. Może i trochę racji w tym było...
-Ahh! Jasne Sulli. -Powiedział wesoło i poczochrał mnie jeszcze po włosach w drodze do kuchni. 
Przeszłam obok Yixinga tak jakbym go nawet nie widziała i usiadłam podkurczając nogi na kanapie. Mimo, że wiedziałam, iż Lay orientuje się w tym, co teraz czuje to chciałam mu pokazać, że jednak nic nie wie. Sama nie wiem, czemu... Ta sytuacja chyba mnie przerasta. Powinnam pójść do Amber? Nic nie wiadomo, co może przyjść do głowy osobie, która zrobiła niedawno to, co zrobiła... Aichś! Nie mam chyba na tyle odwagi, żeby stawić teraz jej czoła.
-Lay! Chodź tu! -Krzyknął nagle Yeol. Wywołany chłopak nie czekając od razu się obrócił i zniknął w kuchni.
-Baeki... -Spojrzałam na chłopaka siedzącego obok mnie. On chyba nie zmienił swojego miejsca położenia od momentu aż go tutaj zostawiłam... -Ty wiedziałeś o tym? -Pokiwał tylko porozumiewawczo głową. Nie musiałam mu wyjaśniać, że chodzi mi o Amber.
-Zadzwoniłem do niej wczoraj, żeby tutaj przyszła. Musiałem jej o czymś powiedzieć... Ehh... -Spojrzał na mnie zestresowany. A ja na niego ciekawska. No, też chciałam wiedzieć to coś ważnego! -Później ci powiem. -To mnie nie usatysfakcjonowało... -I rozmawialiśmy długo, wypiliśmy trochę soju...
-Trochę.
-Noo i powiedziała mi o wszystkim, co w niej siedziało od dłuższego czasu.
-Ale co w niej siedziało? Dlaczego ja o niczym nie wiem?! -Spytałam zdenerwowana i już trochę podłamana. Co miał niby znaczyć ten pocałunek?!
-Powinnaś sama z nią porozmawiać. -Ciągnął.
-Ale...
-Naprawdę tak będzie lepiej. -Położył mi rękę na ramieniu żeby mnie pocieszyć.
Aichś! Amber! O co chodzi...
*bzzz* *bzzz* Poczułam wibracje w kieszeni i wyjęłam ten niepokojący przedmiot.
-Halo? -Zaczęłam.
-Sulli! Jak miło Cię w końcu słyszeć. -Usłyszałam w telefonie Victorie.
-Co tam słychać umma?
-Twoja umma załatwiła coś niesamowitego! A mianowicie... Jedziemy na obóz młoda panno! 
-Co?? -Spytałam zaskoczona. 
-Sulli! Baeki! Muszę wam coś... -Do salonu wparował Yeol. Ucieszyłam go jedynie ręką pokazując, że rozmawiam.
-Ale że niby, że jak? -Ciągnęłam.
-Tak, że za pół godziny przyjeżdżam po ciebie i jedziemy na wieś!
-Co?! -Byłam jeszcze bardziej zaskoczona.
-Nie chce słyszeć protestów! 
-Ale ja mam pracę...
-Już wszystko załatwiłam! Niczym nie musisz się martwić! 
-Ale... -Jak załatwiła niby sprawy związane z moją pracą?! Przecież ona nie mogła się dowiedzieć...
-Za pół godziny będę u ciebie! Ciao! -Skończyła.
Ale jak...?
-Już skończyłaś? To dobrze! -Mówił Yeol. -Za pół godziny będzie tu Victoria i...
-Co!? Wy też? -Spojrzałam na nich zaskoczona. I Lay też?
-Ja też dostałem smsa. -Oznajmił Lay.
-Co ona kombinuje? -Powiedziałam przerażona już bardziej do siebie.

*

Czekając na chodniku przed apartamentowcem na Victorie nurtowało mnie wiele pytań. Po pierwsze: Jaki obóz?! Do cholery jasnej... Pomysły Victorii są naprawdę przerażające! Po drugie: Dlaczego jedzie tam również Lay, Baeki, Yeol i cholera jasna(!) wie, kto jeszcze? Po trzecie: Gdzie jest Amber...? Kiedy weszłam do naszego apartamentu, aby zabrać najpotrzebniejsze rzeczy na ten wyjazd mimo tylu obaw tak bardzo chciałam ją zobaczyć, wiedzieć, że wszystko w porządku, a może to tylko mój chory umysł płata mi jakieś figle... Ale kiedy jej tam nie spotkałam to dopiero zaczęłam być niespokojna! I moi obecni towarzysze doskonale to wyczuwali. Chciałabym teraz wiedzieć, co myśli Lay. Czy już wie o tym, co się wydarzyło między mną a Amber? Czy ktoś w ogóle wie o tym pocałunku? Przez ten cały stres nie zdołałam zarejestrować czy nawet Baeki o nim wie.
Nareszcie moim oczom ukazał się duży bus i za jego kierownicą Victoria. Widząc jej twarz stres, chociaż trochę ze mnie uleciał.  
-Aloha moi mili! -Przywitała się ze szczerym uśmiechem. Wyglądała jak jakiś kierownik wycieczki. I pewnie nim była. -Zapraszam was na niezapomniany rejs! Pełen przygód i niezapomnianych emocji! Jedziemy heeeen daleko! -Mówiła rozmarzona. -Aż do domku letniskowego Suho za miastem. Nie martwcie się, zorganizowałam namioty tym, którzy się nie zmieszczą w budynku. -Dokończyła schodząc na ziemie.
-Pewnie będzie super. -Mruknął Baeki wciskając się do busa. 
-Oczywiście, że będzie! -Powiedziała z przekonaniem. 
-Too... Ilu nas tam będzie? Zaprosiłaś pół wsi, co? -Spytałam bez przekonania.
-A bo ja wiem. Będą wszyscy, którzy są mi potrzebni.
-Potrzebni? Do czego? 
-Dowiesz się w swoim czasie. -Odpowiedziała z szatańskim uśmieszkiem na twarzy. 
Zaczęłam się coraz bardziej bać jej planu. I sądząc po minach moich towarzyszy podzielali mój entuzjazm. Od środka rozsadzała mnie ciekawość. Co ona znowu wymyśliła?

*

Domek letniskowy Suho był "dość spory" jak na miano domku letniskowego. Posiadał 5 dwuosobowych i 3 jednoosobowe sypialnie, 5 łazienek, 2 kuchnie, wielki salon i kilka innych mniej potrzebnych pomieszczeń jak np. Piwnice, w której Suho trzymał swoje "skarby", normalny człowiek nazwałby ten dom willą, ale nie Suho - Jeden z najbogatszych ludzi w Koreii Południowej. Tuż za "domkiem" rozciągało się niewielkich rozmiarów jezioro, a wokół niego las mieszany.
*W trakcie pisania tego miałam wf i jako niećwicząca postanowiłam nadrobić zaległości w pisaniu, a tu JEEEBUDUBSU piłką -.- Kuuu#wa, czy ja wyglądam jak bramka?! XD* 
W ubiegłe wakacje spędziłam w tym domku ponad 2 tygodnie razem z Jong Inem, Sehunem ii Amber. Były to jedne z najlepszych 2 tygodni w moim nudnym  życiu. Czułam się naprawdę swobodnie, jakbym nie miała żadnych problemów, a w życiu nie spotkało mnie nigdy nic złego. Może już wtedy Jongie i Sehun poczuli do siebie coś więcej niż tylko przyjaźń? A może Victoria chciała żebym poczuła się tak jak wtedy? Nikłe są tego szanse... Tak właściwie, jakie ona miała plany? Aichś! Ciekawość mnie rozrywa od środka.
-Wesoła gromadko! Dojechaliśmy! -Obwieściła Victoria. -Oto klucze do waszych pokoi. -Pomachała nam nimi przed nosami i porozdawała po kolei. Mi przydzielono pokój z wygrawerowanym na drzwiach sercem, Lay'owi przedzielono pokój z nutą, a Baekhyunowi i Chanyeolowi przydzielono tylko jeden pokój z płomieniem. Wait... Ale dlaczego oni mają wspólny pokój? Przecież... Coś mi tu nie gra.
Poszłam szybko do pokoju, rzuciłam torbę na podłogę i nawet się nie rozpakowując położyłam się do łóżka chcąc przespać cały dzień. Ale już po 5 minutach do mojego pokoju ktoś bezczelnie wszedł. Nawet nie miałam ochoty zobaczyć, kto to. Słyszałam swobodny krok i w końcu skrzypnięcie łóżka, na którym ktoś obok mnie usiadł. 
-Co? -Wymruczałam ledwie słyszalnie.
Przez dłuższy moment odpowiedziała mi głucha cisza.
-Ktoś do ciebie przyjechał. -Usłyszałam dobrze mi znany męski głos.
-Kto? -Przez myśl przeszła mi Amber, co mnie od razu wybudziło. Usiadłam szybko na łóżku i wlepiłam wzrok w przystojnego bruneta.
-Nie wiem czy powinienem powiedzieć... -Powiedział nonszalanckim tonem i rozłożył się na łóżku krzyżując ręce pod głową.
-Yaaah! To moje łóżko! Nie czuj się jak u siebie w domu! -Spróbowałam przez chwile być na niego zła.
Nie raczył mi nawet odpowiedzieć tylko przymknął oczy i pociągnął za ręke przywracając do starej pozycji. 
-Co...? -Nie pozwolił mi dokończyć i przyciągnął ramieniem do siebie.
-Słyszałem niedawno coś interesującego...
-C co takiego? -Spytałam drżącym z emocji głosem.
-Ty... Kochasz mnie? -Spytał i spojrzał na mnie z góry. Od tego pytania momentalnie zrobiło mi się gorąco.
-Co? Hahah. Ja? Skąd ty to...? -Wyrwałam się z jego objęcia i przywróciłam się do siadu. Lay jakby nie zauważywszy mojego podenerwowania zrobił to samo przysuwając swoją głowę do mojej i wpatrując mi się w oczy. Chwile trzymał mnie w napięciu.
-Kochasz mnie? -Ponowił swoje pytanie.
-Ja... -Nie wiedziałam, co powinnam powiedzieć. To mi się śni, prawda? Albo ktoś robi sobie ze mnie żarty. Znowu... -Tak. -Dokończyłam krótko.
Na twarzy Laya pojawił się większy uśmiech. 
-Tak jak myślałem. -Odsunął się ode mnie spuszczając wzrok i wstając. -Aa, zapomniałbym, Kai przyjechał. Z chłopakiem. -Wywrócił oczyma i wyszedł z mojego pokoju.  
Popatrzyłam jeszcze chwile na zamknięte drzwi i ponownie rzuciłam się na łóżko. 
-Jeeeeeezu... -Popatrzyłam się w sufit.-Baka! Baka! -Popukałam się w głowę. -Po co to mówiłaś?! -Odwróciłam się brzuchem w dół i zakryłam głowę poduszką machając jak pięciolatka nogami.

*

Przespałabym chyba całe popołudnie, kiedy przed chwilą się obudziłam było już ciemno, a za oknem dało się usłyszeć krzyki i śmiechy ludzi, co było dość dziwne na tak odludną okolice. Do mojego tymczasowego pokoju właśnie wszedł średniego wzrostu przystojny brunet.
-An yeong Sulli! Jak się dziś miewasz? Długo się nie widzieliśmy... -Mówił z szerokim uśmiechem zbliżając się do mnie powoli. Donghae tak naprawdę znam od małego dziecka jest bliskim przyjacielem Victroii, kto wie czy kiedyś nie byli ze sobą bliżej! Ostatnio jednak krążyły pogłoski o tym, że jest gejem...
-Um...  Hej Dongahe. Co tam? -Odparłam zaspanym głosem.
-Musimy schodzić na dół, bo Victoria mnie zabije.
-Aa nigdzie nie idę! 
-Wae? -Spytał zdziwiony.
-No, bo... Nie i już! Nie jestem w humorze.
-Albo pójdziesz sama albo cię zaprowadzę siłą. -Zagroził.
-Pffff. Nie boję się. Daj spać.
-Oo, naprawdę? -Spytał zdziwiony z szatańskim uśmiechem na twarzy.
Zerknęłam na niego zaskoczona. Ten ton nie wróżył nic dobrego.
-Yyym. Haeś. Co robisz?
W odpowiedzi dostałam tylko szeroki złowieszczy uśmiech, który po chwili był przypieczętowany rzuceniem się na mnie.
-Ahahahhahahahah! Przestań! Proszę... Donghae! Umieram... -Mówiłam ze łzami w oczach. 
-Przestań... Co? -Drążył.
-Przestań gilgotać! 
-Yhym yhym... -Ktoś stanął w drzwiach i odchrząknął znacząco. -Mam nadzieję, że nie przeszkadzam, ale radziłbym już schodzić na dół. -Powiedział poważnym tonem Yixing, który po chwili oddalił się nie spuszczając ze mnie wzroku. Przeszedł mnie po plecach delikatny dreszcz.

*

Schodząc przed domek na duży obsiany równo skoszoną trawą plac zauważyłam ładne grono lepiej i mniej znanych mi ludzi, kilka twarzy widziałam pierwszy raz w życiu, z kolei obecność innych mocno mnie zaskoczyła... Pierwsza doskoczyła do mnie Vicrtoria, a ludzie patrzyli się na mnie tak jakbym była główną atrakcją tego "przyjęcia".
-Wyluzuj się Jin Ri i baw się dobrze! Za chwilę ci wszystko wyjaśnię! -I pognała do kuchni. 
Druga osoba, która chciała za mną zamienić kilka słów była osobą, której ostatniej się tutaj spodziewałam. Powiem szczerze, że byłam nawet przerażona i miałam ochotę wiać.
-Witaj Sulli, miło cię widzieć. Jak się masz? -Przywitał mnie Minho. Choi Minho - mój szef.
-Cześć szefie. Bywało gorzej. Ale...  Co cię tutaj sprowadza? -Spytałam.
-Tak właściwie to sprawy prywatne. Chyba nie zapomniałaś, że Donghae -w tym momencie wskazał na niego śmiejącego się do jakiegoś przystojnego Koreańczyka. -To mój dobry przyjaciel. W sumie ta dziewczyna, która jest sprawczynią tego całego zamieszania też jest mi dobrze znana. Aah! No i nasz solenizant również! -Odparł z uśmiechem.
-Dziewczyna? Mówisz o... 
-Qian czy jak kto woli Victoria. A solenizanta chyba znasz? Yi Fan. -Tłumaczył jak małemu dziecku.
-Tak, tak. Znam ich. To moi przyjaciele. -Zmusiłam się na uśmiech. Nie pamiętam, kiedy ostatnio przy rozmowie z Minho byłam taka spięta. Zawsze traktowałam go jak przyjaciela, a dzisiaj... 
-Oh! I bym zapomniał! Jak idzie ci praca? Poznałaś tego chłopaka jak widzę, gdzieś się tu kręcił... Jesteś już z nim na tyle blisko żeby chodzić z nim razem na takie przyjęcia? -Spojrzał na mnie z niedowierzaniem i zachwytem w jednym.
-Yy... Aa.. No... Chyba tak. No, tak. -Odparłam ze sztucznym uśmiechem. Cholera. Jak na złość nigdzie nie mogłam go znaleźć wzrokiem. Amber... Gdzie jesteś, kiedy tak bardzo Cię potrzebuję?!
-To cudownie! Liczę na to, że już niedługo moi ludzie będą mogli zacząć działać. -Uśmiechnął się szeroko. -Wszystko w twoich rękach! -Położył mi rękę na ramieniu w pożegnawszy geście i podążył do chłopaka o delikatnych rysach twarzy i długich niedbale związanych włosach. Czyżby to był nowy pupil Minho? Jak mu tam... Taemin? Wszystko jedno... Nie zależy mi już na tej pozycji. Wzrokiem znalazłam Jong Ina patrzącego maślanym wzrokiem na Sehuna. Ehh... Dzieciak. Ale... Tak. Jest moją jedyną deską ratunku teraz. 
-Kai -Zaczęłam niepewnie, kiedy mnie dostrzegł siadając obok niego na konarze drzewa umieszczonego przy palenisku. -Potrzebuję pomocy... -W jego oczach dostrzegłam iskierkę strachu.

*

Przyznam, że widząc minę Kaia - jakby za chwile miał popuścić w gacie, wiedziałam, że chłopak mógł się wystraszyć, ale żeby aż tak?! To, że pierwszy raz w życiu potrzebowałam jego pomocy w cale nie oznaczało zbliżającej się apokalipsy... Nawet Sehun się przejął! A ci jak popadną w histerie... Sama się zaczęłam bać. Ale wtedy to już ich. Ehh... Głupie dzieciaki.
Sama nie wiem jak udało mi się ich uspokoić i powiedzieć im, że nie chodzi o nic nadzwyczaj trudnego. Chociaż chwilami miałam czarne myśli... Ale szczerze liczyłam na ich dar przekonywania.
-Jesteś pewna, że to dobry pomysł? Ale... Naprawdę tego chcesz? -Pytał brunet.
-Tak! Myślisz, że bym cię w to wciągała gdybym mogła to sama załatwić?! Kurcze... To nie jest takie proste!
-Aaah! Wiedziałem od początku! -Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. -Jesteś w jego fanklubie! Fanka numer JEDEN! -Zaśmiał się głupkowato. 
-Yah! -Uderzyłam go pięścią w ramię, kiedy Sehun zwijał się ze śmiechu. Głupie dzieciaki... Nie powinnam ich o to prosić. -No już! Idź! Bo będzie za późno! -Popchnęłam go w stronę salonu, w którym ostatni raz widziałam Laya. Miałam szczęście, że Minho był pilnie zajęty swoim pupilem na dworze.

*

-To całkiem zabawne... -Mówił Yixing idąc ze mną na dwór trzymając w tali i szczerząc się przy tym jak wariat. -Dlaczego ja to robię? 
-Yy... No, ponieważ cię zakneblują, zabiją i zjedzą... A przy okazji oskubią twojego ojca z pieniędzy.
-Ale ja go nawet nie lubię... -Przybrał pełen grymasu wraz na twarz.
-Ciii... Zachowuj się naturalnie. 
-Ale jak? -Jego głos stał się bardziej piskliwy i przyciszony.
-Jakoś im to później wyjaśnimy. -Posłałam mu uśmiech pełen troski i miałam nikłe wrażenie, że jego wzrok to odwzajemnił.
Wyszliśmy na dwór zajęci rozmową, Lay nadal przytrzymywał mnie w tali i lekko się nade mną pochylał jakby chciał być gotowy żeby ochronić mnie przed całym złem świata, kiedy miny naszych przyjaciół i znajomych wyrażały więcej niż tysiąc słów. Przez zadowolone miny Kaia i Sehuna, przez wniebowziętą Victorie, Lune, Krystal, a nawet Donghae, do zaskoczonych min Tao, Krisa, Chanyeola, Baekhyuna i Luhana, a kończąc na wyrażającej pełne zainteresowanie minie Minho. Ja za to przybrałam zadowolony wyraz twarzy, kiedy w środku myślałam, że zaraz z nerwów zemdleje. Yixing na szczęście zauważył moje nerwy w oczach i wiotkość kończyn, więc prawie sam posadził mnie na jednym z konarów drzew tuż przy palenisku. Mam szczęście, że jemu wszystko przychodziło dużo naturalniej niż mnie. Mimo iż o podobnej sytuacji marzyłam od dłuższego czasu. Przynajmniej miałam pretekst żeby patrzeć w głębokie oczy Yixinga i przywrzeć częścią tłowia do niego, który nadal mnie nie puszczał. Część z moich przyjaciół zaczynała już myśleć, że to jakiś kawał, jednak Lay jak na zawodowca przystało zaczął interweniować. 
-Chyba miałaś dzisiaj ciężki dzień. -Powiedział cicho jednak tak, żebym usłyszała i odgarnął niesforne kosmyki z mojego czoła przyglądając mi się dłużej. Poczułam się niezwykle niezręcznie. Miałam szczęście, że większość osób zajęła się już sobą. 
-Mówiłem ci żebyś na siebie uważała, a ty jak zwykle dajesz się ponieść emocjom. Co zrobiłaś z kotem?
-Amber bardzo go polubiła, ale teraz... Na czas mojej nieobecności powierzyłam jego opiekę mojej sąsiadce. -Mówiłam nerwowo.
-Myślisz, że możesz jej zaufać?
-Tak... Myślę, że tak. 
-To dobrze. -Uśmiechnął się do mnie promiennie. Uśmiechnął się... Do mnie. Tylko do mnie. Przez ten głupi uśmiech fala gorąca uderzyła w moje serce, a ja na chwilę zapomniałam o tym, co nas otacza i wodziłam wzrokiem po jego twarzy. 
-Poczekajcie! Nie ruszajcie się! Zrobię wam zdjęcie! -Spojrzałam zaskoczona na zdenerwowaną Victorie, kiedy lampa aparatu rozbłysła a na moim czole poczułam ciepłe usta Yixinga i dłoń podtrzymującą moją głowę. Byłam bliska zemdlenia. 
-Awww! Powieszę sobie nad łóżkiem! -Zawiadomiła wniebowzięta Victoria. 
Spojrzałam pytająco na Laya, który najwyraźniej był zadowolony z siebie i już moje usta się otwierały żeby spytać mu się, co to było, ale bardzo niekulturalnie ktoś, a mianowicie Tao mi przeszkodził.
-No to chyba nadeszła pora na tort dla naszego solenizanta! Noo Kris nie wstydź się! Sami swoi... -W tym samym momencie w krąg zainteresowanych weszła Victoria z "płonącym" torem na rękach. Wszyscy po chwili zaczęli śpiewać "Sengil chukha hamnida…".
-Pomyśl życzenie. -Przypomniała mu Victoria.
-I czego sobie zażyczyłeś, co? -Spytał Tao.
-Tak właściwie to ja już mam wszystko, czego potrzebuję. Ale oprócz jednego.
-No, czego? 
Kris podszedł niepewnie do Victorii i obrócił ją w swoją stronę. Spojrzał jej głęboko w oczy, aż w końcu wpił się w jej usta. Nie obyło się bez głośnych OH i AH zgromadzonych. Poczułam jednak spięcie po mięśniach Yixinga, który zdenerwowany patrzył na całe zajście. Przez chwilę bałam się, że będzie gotów rzucić się na Krisa byle tylko uratować swoją siostrę.
-Spokojnie. -Szepnęłam do niego i objęłam go głaszcząc go uspokajająco po plecach. Jego ręka zaciśnięta wokół mojej tali na szczęście zrobiła się lżejsza. Przez chwilę naprawdę poczułam się jak jego dziewczyna i uśmiechnęłam się do siebie. Lay widząc moją dziwną minę spojrzał na mnie pytającą aż w końcu sam zdobył się na uśmiech. 
-Lepiej jak stąd pójdziemy. -Powiedział i zaprowadził mnie do środka.

*

Dałam się poprowadzić Yixingowi do mojego pokoju. Ten czując się jak usiebie rozłożył się na moim łóżku.
-Yah! -Krzyknęłam na niego.
-To twoje. -Zaśmiał się pod nosem. -Tak, wiem. I co z tego?
-Yy... No, bo... Masz swój pokój! 
-Hahah... Chodź. -I pociągnął mnie za rękę kładąc na łóżku obok siebie.
Leżeliśmy dłuższą chwile w milczeniu obok siebie. Moje serce biło coraz szybciej. Ile mogło... Jeśli nadal mogło. 
-Nie wiedziałem, że twoje życie jest tak pogmatwane. -Ja sama długo sobie z tego nie zdawałam sprawy... 
-Twoje teraz przeze mnie też takie się stało...
-I tak było. Teraz jest, chociaż ciekawie.
Nie odpowiedziałam mu. Zastanawiałam się tylko jak długo mogłam ochronić Laya przed Minho...
-Nie przejmuj się tym wszystkim. Nie z takim opresji wychodziłem cało. -Powiedział zadowolony i przyciągnął mnie do siebie.
-Nikt nas już tutaj nie widzi, nie musisz grać. 
-Ja wcale nie gram. -Spojrzałam na niego zdziwiona. Spotkałam się tylko z jego spokojną twarzą z zamkniętymi oczyma.
-A wcześniej... Grałeś?
-Nie.
Leżałam w bezruchu wsłuchując się w bicie jego serce. Skoro nie grał to, co oznaczał tamten pocałunek w czoło? I ta cała troska nade mną?  Ten wieczór był zbyt piękny żeby mógł być prawdziwy... Ale skoro to nie jest sen. Nie powinnam tego psuć. Zasnąć wtulona w Yixinga... I to na trzeźwo.
░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░



Musieliście na ten rozdział czekać stanowczo za długo. Przepraszam i obiecuję poprawę <3.